Quantcast
Channel: Wojtek Pietrusiewicz, Autor w serwisie iMagazine
Viewing all 2854 articles
Browse latest View live

Wyjątkowy wywiad ze Scottem Forstallem, Nitinem Ganatrą, Hugo Fiennes i Scottem Herzem na temat pierwszego iPhone’a

$
0
0

Dzisiaj obejrzałem jeden z najbardziej niesamowitych wywiadów ostatnich lat.

John Markoff miał szansę porozmawiać na temat tego, jak powstał pierwszy iPhone i iPhone OS 1.0, z kilkoma osobami z Project Purple, pracującymi nad P2 – następcą P1, który miał być telefonem oparty o iPoda (w skrócie). Na scenę dołączyli do niego najpierw Nitin Ganatra, Hugo Fiennes i Scott Herz, a później zastąpił ich Scott Forstall – ich szef.

Jako, że biorę udział w #fitbitchallenge, to niestety nie mogę Wam opowiedzieć najciekawszych tajemnic, które dzisiaj wypłynęły, ale gorąco polecam obejrzenie całości – nie przeskakujcie do przodu, bo sporo przegapicie. Padało sporo anegdot (w obu wywiadach) i wyjątkowych detali, a Forstall opowiedział też wzruszającą historię na temat tego, jak Steve Jobs uratował mu kiedyś życie.


Wyniki konkurs Fitbit Challenge 2017!

$
0
0

Przez ostatni tydzień pokonywaliśmy ogromne dystanse, a Waszym zadaniem było zagłosować na osobę, która Waszym zdaniem wygra, i zostawić komentarz pod tym wpisem. Nagród jest w sumie osiem, a oto wygrani…

Zwycięzcy

Gratulacje!

Wszyscy zwycięzcy proszeni są o wysłanie maila na konkurs@imagazine.pl podając swoją ksywkę oraz dane osobowe do wysyłki – imię i nazwisko, pełny adres, i numer telefonu. Proszę jednocześnie o cierpliwość – nagrody roześlemy w najbliższych 2-3 tygodniach.

Fitbit Challenge 2017 – podsumowanie!

$
0
0

Ponownie wracamy do pomysłu FitBit Challenge w tym roku. W ostatniej edycji walczył Dominik i Norbert – pierwszy z nich pokonywał od 20 do 30 tysięcy kroków dziennie, a drugiemu udało się dojść do 51 tysięcy! Jako że Norbert finalnie zwyciężył, robiąc 234578 kroków w 7 dni, czyli średnio 33511 kroków dziennie, to on był obrońcą tytułu w drugiej edycji. Przeciwko niemu stanął Wojtek i rozpoczęła się walka, na przestrzeni 5 dni.

Wygrałem – Wojtek Pietrusiewicz

Rok temu, gdy obserwowałem zmagania Dominika i Norberta, to uważałem dystanse, które pokonywali, za szalone. Skąd oni na to brali czas?! Wiedziałem, że nie będzie łatwo – 30 tysięcy dziennie to za mało, aby wygrać. Postanowiłem… że nie sprzedam swojej skóry tanio!

Moje dni składały się z wstawania o 5:00 rano i wychodzenia z domu na spacer. W jakimkolwiek celu. Pierwszego dnia poszedłem do cukierni oddalonej o dwa kilometry, aby przynieść na śniadanie słodkiego rogalika, a potem udałem się w miejsce, w którym jeszcze nie byłem – na Kopiec Powstania Warszawskiego – gdzie zrobiłem obligatoryjną panoramą miasta. Drugiego dnia postanowiłem upolować croissanta, a to oznaczało 5-kilometrowy spacer, za którego w nagrodę dostałem buziaka – warto było. Resztę dnia, tak jak we wszystkich pozostałych, spędzałem głównie w Łazienkach Królewskich, w towarzystwie wiewiórek, pawi i ludzi na piknikach. W uszach miałem słuchawki, przez które leciały podcasty i książki.

Wynik 50 tysięcy kroków z pierwszego dnia mnie zaskoczył – czułem się po nich nawet całkiem rześko, pomimo że przekładało się to na grubo ponad 30 kilometrów. Drugiego dnia, jak wstawałem z łóżka, czułem już ból w mięśniach, ale ten szybko przeszedł, co zaowocowało wynikiem 60 tysięcy. Przez moment miałem nadzieję, że każdego kolejnego dnia uda mi się zrobić o 10 tysięcy więcej niż poprzedniego, ale trzeciego ledwo dobiłem do 50 tysięcy – odezwała się stara kontuzja mojego kolana. Czwartego dzień z trudem osiągnąłem 45 tysięcy, a ostatniego udało mi się zrobić niecałe 28 tysięcy. W sumie, w ciągu 5 dni, zrobiłem 232919 kroków, czyli średnio 46584 dziennie. Szaleństwo!

Gratulacje dla Norberta za walkę – nie spodziewałem się, że zrobi aż tyle kroków, ale nie spodziewałem się też, że sam taką ich ilość nabiję. Zabawa była przednia, ale po cichu mam nadzieję, że nie będę musiał bronić swojego tytułu!

Przegrałem – Norbert Cała

Gdy ponad rok temu zaczynałem pierwszy #fitbitchallenge nie byłem pewien późniejszego zwycięstwa. W tym roku zaś byłem go pewien i to mnie totalnie zgubiło. Byłem go tak pewien, że zaplanowałem sobie, że wygram w cztery z pięciu przeznaczonych na to dni. Potem już wszystko poszło tylko gorzej.

Po pierwsze Wojtek okazał się bardzo bardzo mocnym zawodnikiem. Wiedziałem, że jest nieprzewidywalny, wiedziałem, że ma dużo czasu, ale nie wiedziałem, że ma tyle siły i wytrzymałości. Musicie wiedzieć, że my tak naprawdę przez te dni robiliśmy prawie maraton, dzień w dzień.

Po drugie, już pierwszego dnia odnowiła mi się kontuzja, która co pewien czas wraca do mnie, czyli uszkodzone rozcięgno podeszwowe. Powinienem przestać chodzić już pierwszego dnia, ale przecież ja nie umiem przegrywać, a na pewno nie umiem się poddawać bez walki. W ruch poszły różnego rodzaju kremy, żele, leki przeciwbólowe i jakoś dawałem radę. Jednego z dni rywalizacji wróciłem z centrum Warszawy do siebie na wieś (17 km) na piechotę, ciągiem. Byłem w domu około pierwszej w nocy.

Niestety to były moje ostatnie podrygi. Potem przyszedł czwartek, w który miałem bardzo mało czasu na chodzenie, a potem piątek w który już tego czasu nie miałem wcale. W sumie to chyba się cieszę, bo pewnie dziś bym cierpiał jeszcze bardziej niż cierpię. Jest noc z niedzieli na poniedziałek, a ja nadal odczuwam skutki tego tygodnia. Na szczęście mam teraz przed sobą dwa tygodnie na wakacjach na regenerację i powrót na kort.

Przegrałem ale do mnie należy „najszybsze kółko” znaczy największa ilość kroków jednego dnia – zrobiłem ich ponad 63 tysiące. Przebiegłem pierwsze 5 km w życiu, w podobno niezłym czasie. Niczego nie żałuję, ale trzeci raz nie dam się namówić.

Konkurs

Podczas naszych zmagań trwał też konkurs dla was, drodzy czytelnicy. Do wygrania była opaska Fitbit Alta HR, koszulki i bidon. Wyniki konkursu opublikowaliśmy 25 czerwca 2017 na naszej stronie – chcielibyśmy wszystkim pogratulować oraz podziękować za wzięcie udziału!

Zapraszamy też do przejrzenia historii naszych zmagań, wraz z równoległą potyczką spacerowiczów w naszej redakcji, na naszej stronie poświęconej Fitbit Challenge.

iPad Pro 10,5″– pierwsze, bardzo pozytywne, wrażenia!

$
0
0

Jestem ogromnym fanem iPada od jego narodzin. Miałem już w swoim życiu iPada, iPada 2, iPada 3, iPada mini, iPada mini 2, iPada Air, iPada Air 2, iPada Pro 12,9″ i teraz przesiadłem się na iPada Pro 10,5″ – następcy modelu Pro 9,7″.


Bardzo dziękujemy Cortland za udostępnienie iPada Pro 10,5″ do testów. Pełną ofertę wszystkich modeli iPada, łącznie z nowym Pro 10,5″, znajdziecie w sklepie Cortlandu – zapraszamy do zapoznania się z nią.


Z każdym spędzałem po kilka godzin dziennie, wykorzystując go do wielu codziennych czynności, które wcześniej wykonywałem na komputerze. iPhone być może zawojował rynek, ale to iPad zdobył moje serce, dzięki temu, że oferuje większe okno na świat internetu. Tylko tyle i aż tyle. Gdybyście mi kazali wybrać jeden komputer, z którym miałbym spędzić najbliższy rok, bez wątpienia byłby to iPad. Jeśli dwa, to prawdopodobnie iPhone i MacBook (niestety, jeszcze bardziej od iOS-a, kocham macOS).

ProMotion

Największą nowością jest bez wątpienia ekran i nowa technologia ProMotion. Charakteryzuje się przede wszystkim tym, że ekran dynamicznie wybiera częstotliwość odświeżania wyświetlanych treści, niezależnie od tego, ile one mają fps. Ekran potrafi przełączać się pomiędzy 24 Hz, 48 Hz, 60 Hz i aż 120 Hz całkowicie niewidocznie dla użytkownika. Jeśli czytasz książkę i nic na ekranie się nie dzieje, ekran przełącza się w tryb 60 Hz, oszczędzając baterię. Jak tylko sięgasz do „kartki”, aby przerzucić stronę (albo przewinąć ją w Safari), to przełącza się na 120 Hz. Nie jest to w żaden sposób zauważalne. Jeśli gramy w grę, która nie potrafi wyświetlić więcej niż 60 fps, to ekran i tak pozostanie w trybie 120 Hz, powodując, że wszystko będzie wydawało nam się płynniejsze.

To wszystko dzieje się na poziomie iOS-a i dodatkowo wspiera wyjątkowe zestawienia – możemy na jednej stronie ekranu przewijać stronę www w 120 Hz, a na drugiej oglądać film w 24 Hz.

Odświeżanie przy 120 Hz dodatkowo ma ogromny wpływ na Apple Pencil. Sam „ołówek” próbkowany był przy 240 Hz już w poprzedniej generacji iPada (ekran miał 60 Hz), ale długie zamaszyste ruchy mogły powodować opóźnienie w wyświetlaniu się na ekranie – osoby z dobrą percepcją widziały, jak pióro podąża z lekkim opóźnieniem za ruchem ręki. Przy 120 Hz zaczyna się dziać magia – mam dosłownie wrażenie, że gdy rysuję, kreska wyprzedza czubek Pencila, a nie go goni. Niesamowite to jest – płynne niczym stara dobra kartka i ołówek. Już przed rokiem było lepiej niż dobrze, a teraz jest lepiej po prostu o poziom. Apple’owi udało się też obniżyć opóźnienie Pencila do 20 ms, co dodatkowo poprawia wrażenia z jego używania na ekranie iPada. Co ciekawe, ProMotion stara się przewidzieć ruch ołówka na podstawie jego trajektorii, dzięki czemu odczuwalne opóźnienie wynosi około 8 ms.

Nie każdy z nas jednak robi notatki odręczne – niektórzy po prostu czytają, grają, piszą i oglądają. Dla mnie różnica w płynności całości jest ogromna, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy dostrzeże ultrapłynne przewijanie stron www, animacji w iOS-ie i wielu innych elementów całej układanki. Jeśli nie widzisz różnicy pomiędzy filmem odtwarzanym w 24 lub 30 fps a 60 fps, to prawdopodobnie nie dostrzeżesz różnicy w ProMotion. Jestem jednak przekonany, po krótkim eksperymencie, że osoby korzystające z nowego iPada Pro 10,5″ przez dzień lub dwa będą odczuwały, że „coś jest nie tak”, po powrocie do modelu bez ekranu ProMotion, prawdopodobnie nie do końca rozumiejąc, na czym polega różnica.

10,5″

Nowy ekran jest nieznacznie większy od poprzednika z 9,7″ LCD – o 0,8″, czyli około 2 centymetrów po przekątnej. To niewiele, chociaż jest to zauważalna różnica, jeśli zestawimy te dwa iPady obok siebie. Do modelu 12,9″ jest oczywiście nadal przepaść…

Pomimo że nowy rozmiar (w ustawieniu pionowym) jest o 10,6 milimetrów wyższy i o 4,6 milimetrów szerszy, to w ręce leży tak samo. Niestety, waży tyle, co iPad Air 1, czyli 469 lub 477 gramów, odpowiednio dla wersji Wi-Fi i Wi-Fi + Cellular. Ta waga jest dla mnie odczuwalna, jeśli obsługujemy iPada jedną ręką przez dłuższy czas, na przykład podczas czytania książki – model Air 2 oraz Pro 9,7″ ważyły o 32 gramy mniej. Niby niewiele, ale ta różnica zdecydowała o mojej przesiadce z Air 1 na Air 2. Oczywiście, jeśli korzystacie z modelu 12,9″, jak ja przez ostatnie półtora roku, to skok na 10,5″ będzie druzgocący – oszczędzamy w tym wypadku ponad 200 gramów.

Model 10,5″ wprowadza nową rozdzielczość – 2224 × 1668 px. To więcej niż modele 9,7″ (2048 × 1546 px) i mniej niż 12,9″ (2732 × 2048 px). Moja przesiadka na model 12,9″ była podyktowana właśnie wyższą rozdzielczością – dzieli oba modele przepaść, szczególnie podczas przeglądania stron internetowych w Safari, jest niewyobrażalna. Nie chciałem wracać do modelu 9,7″ właśnie z tego względu, ale przesiadłem się już na 10,5” i tutaj pozostanę przez najbliższy rok lub dłużej. Nowa rozdzielczość w ustawieniu poziomym niestety nie pozwala umieścić dwóch pionowych aplikacji iPadowych obok siebie dzięki Split View. Niestety widzimy dwie iPhone’owe aplikacje obok siebie, ale są na tyle szerokie, że jestem w stanie zaakceptować ten kompromis. Klawiatura ekranowa jest też nieco większa niż na modelu 9,7″, ale jest nadal niepełna, w odróżnieniu od tej na modelu 12,9″, gdzie otrzymujemy pełną klawiaturę, układem odpowiadającą fizycznej Apple Magic Keyboard. Model 10,5″ sporo zyska, jak już pojawi się iOS 11 – będzie można na poszczególnych klawiszach wykonywać gest w dół. Gest w górę na przykład na literze „a” spowoduje napisanie „ą” – ta funkcjonalność jest dostępna od dawna – ale nowy gest w górę będzie pozwalał pisać znaki dodatkowe, dotychczas ukryte pod przyciskiem .?123. To ponownie będzie kompromis, ale taki, który będę w stanie zaakceptować.

Cieńsze ramki

Okazało się, że myliłem się wcześniej – sądziłem, że cieńsze brzegi po bokach ekranu, w ustawieniu pionowym, będą zbyt małe, aby na nich wygodnie opierać kciuki. Nie są jednak na tyle cienkie, aby niechcący wykonywać niezamierzone tapnięcia na ekranie (być może też iOS jeszcze sprawniej je odrzuca, jako przypadkowe).

Bateria

Nie minęło jeszcze wystarczająco wiele czasu, aby poprawnie ją ocenić, ale wygląda na to, że z powodzeniem będzie wystarczała mi na dwa lub trzy dni bez szukania ładowarki, na podobnym poziomie co pozostałe iPady.

A10X Fusion

Nowy SoC od Apple – A10X Fusion – jest rozbudowanym modelem znanym z iPhone’a 7 i 7 Plus. Dopiero jednak w iPadzie pokazuje, na co stać dział projektujący serię Ax w Apple. A10X Fusion ma sześciordzeniowy procesor – trzy rdzenie są nastawione na maksymalną wydajność, a trzy ma oszczędność energii i procesor płynnie przełącza się pomiędzy nimi zgodnie z potrzebami – oraz dwunastordzeniowy układ graficzny. Procesor jest, według Apple, o 30% szybszy od modelu A9X, a układ graficzny o 40% szybszy. ProMotion upłynnia cały UI iOS-a, ale widzę też zwiększoną wydajność A10X w zadaniach wymagających więcej mocy, na przykład przy renderingu wideo w iMovie – wzrost wydajności, bez konkretnych testów, jest subiektywnie szybszy. Postaram się to zweryfikować w przyszłości.

True Tone i Display P3

Jest jeszcze jedna technologia, z którą wcześniej nie miałem dłuższej styczności – True Tone. Dzięki dodatkowym czujnikom mierzy barwę otaczającego nas światła i odpowiednio dostosowuje ekran, abyśmy widzieli wszystko prawidłowo. Dodatkowo zwiększa lub zmniejsza intensywność świecenia ekranu, niezależnie od jego jasności, dzięki czemu wszystko ma się wydawać bardziej naturalne. Nie potrafię opisać tego, jak to dokładnie działa – to prawdopodobnie magia – ale tak jak nienawidzę Night Shift, to uwielbiam True Tone. Na tyle, że ekran iPhone’a 7 Plus mi obrzydł (również przez brak ProMotion). Nowy iPad 10,5″ wspiera też szerszy gamut Display P3, więc w końcu widzę dokładnie to samo na każdym ze swoim urządzeń.

Wbudowany Apple SIM

Nowością dla mnie jest również wbudowany Apple SIM, który wyświetla się w ustawieniach obok mojej karty SIM z Plusa. Otrzymujemy dostęp do trzech operatorów, bez konieczności wyjmowania naszej karty, co jest szczególnie przydatne w roamingu. TruPhone obecnie oferuje pakiet 500 MB za 11 złotych, 1 GB za 20 złotych i 3 GB za 45 złotych – to znacznie taniej niż w moim Plusie. Te pakiety działają w następujących krajach: Australia, Austria, Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Czechy, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Gujana Francuska, Grecja, Gwadelupa, Guernsey, Hiszpania, Holandia, Hongkong, Irlandia, Islandia, Jersey, Łotwa, Liechtenstein, Litwa, Luksemburg, Malta, Martynika, Monako, Niemcy, Norwegia, Polska, Portoryko, Portugalia, Reunion, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Szwecja, USA, Watykan, Węgry, Wielka Brytania, Włochy i Wyspa Man.

Zmieniać czy nie?

To najtrudniejsze pytanie ze wszystkich.

Dla mnie odpowiedź jest oczywista: TAK!

Powody są proste: ProMotion i większa rozdzielczość, co przekłada się na większą przestrzeń roboczą. Należy jednak pamiętać, że iPada uwielbiam.

Jeśli chcecie mieć dostęp do Pencila i Smart Keyboard, to również warto dodać te fakty do listy „za”. Jeśli oglądacie jedynie wideo, gracie i czytacie www, to polecam zobaczyć, jak działa ProMotion w praktyce – iPad Pro 10,5″ możecie już „pomacać” praktycznie wszędzie. Jeśli różnica jest dla Was zauważalna, to wymieniajcie. Dla mnie jest to ogromny skok jakościowy, dlatego nie miałem żadnych wątpliwości, a przesiadam się „jedynie” z półtorarocznego iPada Pro 12,9″.

Jeśli macie iPada Air 2 lub starszego i macie na to budżet, to polecam zmianę – cztery głośniki, nowy ekran, wyższa rozdzielczość, Display P3, dostęp do Pencila i Smart Connector, nowe aparaty i A10X… to wszystko spowoduje, że zmiana będzie wyraźnie odczuwalna.

Przypominam jednocześnie, że nowy iPad Pro 12,9″ drugiej generacji otrzymał wszystkie nowości, które ma model 10,5″ – jeśli chcecie większy ekran, to warto go rozważyć.

Pamiętajcie też, że akcesoria z iPad Pro 9,7″ nie będą pasowały do modelu 10,5″, na przykład Smart Keyboard. Apple Pencil na szczęście się nie zmienił.

Idealny?

iPada mini miałem w sumie przez dwa lata swojego życia i był to idealny tablet, gdy poruszałem się po mieście. Niestety nie nadawał się tak dobrze do tworzenia treści, bo miał za mały ekran. Apple obecnie go nie uaktualnia regularnie, trudno go więc dzisiaj polecić – traktuję go jako produkt martwy. iPad z ekranem 9,7″ w międzyczasie na tyle schudł wagowo, że to świetny zamiennik dla mini, ale zawsze mi w nim czegoś brakowało. Był po prostu ciut za mały. Niestety, jak pierwszy raz zobaczyłem model 12,9″, to przesiadłem się od razu. Pomimo większej wagi i mniejszej poręczności, jego boski ekran i ogromna przestrzeń dają ogromne możliwości. Wiem, że wrócę do tego rozmiaru, jak tylko Apple zejdzie z jego wagą w okolice 450 gramów.

Tymczasem, model 10,5″ wydaje się idealnym kompromisem pomiędzy 9,7″ a 12,9″ – jest nadal poręczny, ale wyższa rozdzielczość daje nam większe pole do pracy. Waga pozostała niska, więc można na nim czytać książki – tej możliwości mi brakowało na modelu 12,9″. Nowy ekran po prostu powala na kolana, chociaż nie każdy zobaczy efekt, jaki daje ProMotion.

To prawdopodobnie najbardziej wszechstronny iPad, jakiego można kupić, a z nową technologią „pod maską” jest jednocześnie najlepszy ze wszystkich. Wam tylko pozostaje wybrać – 10,5″ czy 12,9″?

iOS 11 i #iPadOnly

$
0
0

Wraz z zapowiedzią iOS 11 doczekaliśmy się w końcu ogromnej ilości ciekawych nowości dla iPada, które wielu osobom ułatwią zastąpienie nim PC (coś pod kontrolą macOS, Linux lub Windows). O ile wiele czynności jest znacznie prostszych na iPadzie niż na komputerze, to są takie, przy których trzeba się nieźle nagimnastykować.


Bardzo dziękujemy Cortland za udostępnienie iPada Pro 10,5″ do testów. Pełną ofertę wszystkich modeli iPada, łącznie z nowym Pro 10,5″, znajdziecie w sklepie Cortlandu – zapraszamy do zapoznania się z nią.


Files

Aplikację iCloud Drive zastąpiły Files, czyli Pliki. Ten iOS-owy odpowiednik Findera pozwoli użytkownikom na dostęp nie tylko do wszystkich plików (użytkownika) znajdujących się fizycznie na iPadzie, ale również do iClouda oraz programów wspierających Document Providers. Te ostatnie znamy z poprzednich wersji iOS i dzięki nim mogliśmy „dobrać się” do takich chmur jak Box, Dropbox, Resilio Sync, Google Drive i innych.

Apple przez lata zastanawiało się, jak bezpiecznie i nowocześnie zastąpić system plików czymś, co będzie bardziej przyszłościowe. Zaczynali od dzielenia plików na aplikacje, które można było też przesyłać do innych programów, efektywnie je dublując. To nie zostało przyjęte ciepło, z czasem więc pojawiło się Document Providers, które w większości sytuacji zdawały egzamin. Jednak dopiero połączenie tych ostatnich z centralnym miejscem, z którego możemy całym naszym „dobytkiem” zarządzać, powinno rozwiązać problemy większości użytkowników, potrzebujących bardziej zaawansowanych możliwości. Niestety, nie udało się firmie stworzyć czegoś zupełnie nowego, ale być może nie ma takiej potrzeby – program Files istnieje, ale nie trzeba przecież z niego korzystać. Bardziej zaawansowani go wykorzystają, a mniej zaawansowani mogą go po prostu schować.

Dock, okna i App Spaces

Jedną z rzeczy, którą zawsze uwielbiałem w macOS, był Dock, dlatego bardzo cieszy mnie fakt, że trafił w zmodyfikowanej, bardziej nowoczesnej formie do iOS-a. Pozostaje schowany, gdy go nie potrzebujemy, ale wystarczy jeden mały gest z dołu ekranu, aby się pojawił. Możemy z niego „wyciągać” aplikacje na pełny ekran, na Split View lub do Slide Over. Wraz ze zmianami w iOS 11 system pozwala nam na uruchomienie jednocześnie trzech aplikacji, wraz z możliwością wymieniania danych pomiędzy nimi.

Gdy połączymy ze sobą dwie aplikacje, na przykład Safari i Notatki, to możemy je sobie przypiąć jako Space (parę aplikacji), by móc natychmiast do nich wrócić. Pozwala na to nowy ekran do zarządzania multitaskingiem – nazywa się teraz App Spaces – połączony z Centrum Powiadomień. Takich zestawień możemy tworzyć więcej, zależnie od potrzeb. Do App Spaces możemy dostać się tym samym gestem, od dołu ekranu, z tą różnicą, że trzeba go przeciągnąć bardziej do góry – krótki gest wywołuje Dock, dłuższy App Spaces.

Drag and Drop

Możliwość przeciągania i upuszczania danych – tekstu, plików, grafik i więcej – pomiędzy aplikacjami albo wewnątrz programów jest zwieńczeniem nowości w iOS 11 dla iPada. Ta możliwość powinna diametralnie zmienić to, jak z nim i na nim pracujemy. Ba! Wyobrażam sobie możliwości, jakie można za pomocą tej funkcji stworzyć. Zamiast uruchamiać Workflow z programu o tej samej nazwie, teoretycznie będzie można wywołać jakiś zbiór akcji samym gestem przeciągania – bardzo ciekawi mnie, czy twórcy Workflow, którzy teraz pracują dla Apple, wprowadzą takie rzeczy do swojego programu. Niezależnie od moich marzeń ułatwi to nam tak proste czynności, jak zaznaczenie tekstu w jednej aplikacji, przekopiowanie go do schowka, przełączenie się do drugiej i wklejenie go – teraz wystarczy go przeciągnąć z jednej do drugiej. Niby drobnostka, a jak przyspieszy niektórym zadania. Szalenie też ciekawy jestem, jak dokładnie zostanie zaimplementowany Multi Select, czyli możliwość zaznaczenia wielu elementów i przeciągnięcia ich jednocześnie. Z moich wstępnych testów wynika, że wymaga to lekkiej gimnastyki palców, ale to, jak ułatwi to wielu osobom życie, jest niepodważalne.

Skanowanie i podpisywanie, PDF-y i Markup

Funkcja Scan and Sign dodaje skaner dokumentów do aplikacji Notatki. Po „zeskanowaniu” dokumentu – zrobieniu zdjęcia – program automatycznie go przytnie, wyprostuje i wyrówna jego jasność. Jeśli to dokument, który powinniśmy wypełnić, to wystarczy to zrobić Pencilem, a potem można go zapisać lub go wysłać tam, gdzie chcemy.

Użytkownicy będą też mogli w bardzo prosty sposób tworzyć PDF-y z praktycznie wszystkiego, które następnie będą mogli opisywać za pomocą „ołówka” Apple’a. Analogicznie będzie można dołączać odręczne notatki i rysunku do aplikacji Mail.

Te wszystkie nowe funkcje napawają mnie ogromnym optymizmem – bałem się o iPada (nie mówię tutaj o jego sprzedaży), szczególnie tym, że firma z logo nadgryzionego jabłka w końcu straci nim zainteresowanie. Ich ostatnie działania jednak pokazują, że ta platforma, która już dzisiaj może pochwalić się ogromnymi możliwościami, ma przyszłość przed sobą.

W obecnej chwili brakuje mi już tylko dwóch programów, które pozwolą mi przesiąść się w pełni na iPada. Jeden zastąpiłem nietypowym Workflow, a na drugi czekam cierpliwie. Jak tylko Adobe Lightroom na iPada będzie miał 100% funkcji desktopowej, to nie będę już miał potrzeby posiadania MacBooka Pro. W takiej sytuacji jednak widzę miejsce dla dwóch iPadów w swoim życiu – większy, z ekranem 12,9″, z którego będę korzystał w domu oraz mniejszy, model 10,5″, który będzie mi służył w podróży. Biorąc pod uwagę, że nowy A10X jest prawdopodobnie szybszy w większości zadań od obecnej serii Intela Core i7, a taki zestaw wychodzi taniej niż mój MacBook, to może być to bardzo ciekawy eksperyment. Największą przeszkodą będzie dla mnie jednak serce – uwielbiam obcować z macOS.

Petya ransomware – czy użytkownicy macOS i iOS mają się go obawiać?

iMagazine 7/2017 – Wakacje!

$
0
0

Zaczynają się wakacje. Wyjeżdżamy na krótsze i dłuższe wyjazdy. Dlatego idealnym kompanem wakacyjnych wojaży będzie lipcowy iMag. Gdy czytacie te słowa, ja jestem, mam nadzieję, w Cupertino, a Wojtek pierwszy raz od bardzo dawna jest po wydaniu numeru. Zakładam, że teraz już też może się zrelaksować, ale wiem, jak się stresował przez ostatnie kilka dni. Skoro to czytacie, to mu się udało…uff.

W wakacje chcielibyśmy Wam zaproponowaćpodróż do Gruzji i Australii. Paweł podsumowuje nasz polski roaming. Michał i Wojtek biorą na warsztat najnowszego iPada Pro 10,5”. Odbyła się kolejna iChwila oraz stoczyliśmy ponownie Fitbit Challenge. W numerze znajdziecie też mnóstwo ciekawego sprzętu – Harman Kardon Aura, BeoPlay E4, Master & Dynamics, QNAP z Thunderbolt 3, Samsung DeX, skuter Xiaomi, Toyota C-HR…a to tylko mała część…

Zachęcam też do przeczytania wydania specjalnego, które wyszło kilka dni temu. Tym razem serwujemy Wam kompendium wiedzy o audio – iMag Audio czeka na Was.

Zapraszam do lipcowego iMaga!


Aby pobrać najnowszy numer magazynu iMagazine, musisz być zapisany do naszego newslettera.

iMag Newsletter 02 1240px

Zachęcamy wszystkich użytkowników iPadów do pobrania naszej aplikacji z App Store.

bann_1606_300x250_hr

Apple celowo usunęło gest 3D Touch w iOS 11 do App Switchera

$
0
0

Od paru dni widziałem narzekania na brak możliwości naciśnięcia brzegu ekranu mocniej, czyli wywołania w tym miejscu 3D Touch, co wywoływało albo możliwość wykonania gestu w prawo do przełączenia się do poprzedniej aplikacji, albo do otworzenia App Switchera, czyli ekranu multitaskingu.

Okazało się, że Apple usunęło to celowo. Nie znamy niestety powodów za taką decyzją. Może okazać się, że będą wykorzystywali ten gest do czego innego – nie lubię zmiany przyzwyczajeń – a może to jest tymczasowe, spowodowane czymś innym. Osobiście liczę na powrót tego gestu – korzystam z niego codziennie i bardzo by mi go brakowało.


Jak dobrze brzmieć podczas nagrywania podcastu

$
0
0

Collin Donnell napisał kilka słów o tym, jak dobrze przygotować się do podcastowania…

If you read this blog, you know that I do a weekly interview podcast called The Run Loop. The show (generally) has remote guests with different audio setups and level of comfort in front of a microphone, so I wanted to write a short tutorial I could send to future guests to prepare them to be on the show and get the best audio quality. I then realized it made a lot more sense to make that a blog post so that other people could use it as a resource as well. So, here it is. Following this should help anyone sound good on a podcast regardless of previous experience.

Wielu z Was pyta mnie o to jak przygotować się do podcastowania i jak dobrze brzmieć, również jako gość. Collin ma kilka dobrych i prostych porad, które warto przeczytać.

Jeśli planujecie być gdzieś gościem, to polecam jakikolwiek headset, na przykład dla graczy lub do Skype’a – to lepsze niż korzystanie ze słuchawek z mikrofonem dostarczonych ze smartfonem. Te ostatnie jednak są lepsze niż korzystanie ze wbudowanego w komputer mikrofonu. Ciężko mi też polecić webcamy. Jeśli nie macie nic, to chyba najlepiej zainstalować Skype’a na smartfonie i rozmawiać przez niego tak, jakbyście prowadzili zwykłą rozmowę telefoniczną (chociaż to w wielu przypadkach zależy od samego smartfona i jakości jego algorytmów wyciszania szumów oraz jego mikrofonów).

Bardziej zaawansowane porady, wymagające lepszego sprzętu, znajdziecie u Collina na blogu.

Dbanie o własne dane, na przykładzie ostatniego ransomware’a

$
0
0

Michał Gostkiewicz przepytał Piotra Koniecznego z Niebezpiecznika na temat ostatniego ataku ransomware (dyskusyjna kwestia, ale to czy mieli zamiar odszyfrowywać dane, czy nie, nie ma tutaj większego znaczenia) na łamach Gazety.pl. Padło tam jedno bardzo ciekawe pytanie…

Czy przedsiębiorcy odrobili lekcję sprzed miesiąca dotyczącą ataków ransomware?

Jak obserwuję, co dzieje się w niektórych korporacjach w Polsce, to gdyby uderzył on w Polskę, kilka firm mogłoby zwinąć manatki i zamknąć swoje oddziały. Ich działy IT działają jak skostniałe twory, implementując rozwiązania i promując je jako „nowości”, pomimo że zostały one już zastąpione nowszymi narzędziam i nie są już wspierane, w tym przede wszystkim w kwestiach bezpieczeństwa i łatania dziur. To tak jakby zainstalować najnowszy sejf, ale zostawić jego domyślny PIN, czyli „1234”. Albo kupić router i nie zmienić loginu i hasła z „admin” i „admin” na coś innego. Są firmy, w których krytycznych danych w ogóle nie backupują – przez „krytyczne” mam na myśli dane, które są nie do odtworzenia. Ich utrata byłaby katastrofalna, a kary finansowe tak duże, że nie było czego zbierać.

Niestety, pomimo że mamy 2017 roku, wiele osób nadal nie zabezpiecza swoich prywatnych danych. Przecież „mój SSD/HDD nie padnie”. To błąd. Przypomnę też, że „chmura” typu Google Drive czy Photos, iCloud Drive czy Photo Library, to nie jest backup. Można je traktować w najlepszym wypadku jako dodatkowe zabezpieczenie.

Dla osób, które nie mają pojęcia o backupowaniu swoich danych, zapraszam do ostatniego wydania iMagazine, w którym Napoleon Bryl porusza ten temat. Zresztą miał ich ostatnio serię – koniecznie przejrzyjcie archiwum. W ostatnich miesiącach też publikowałem kilka artykułów na ten temat – jeśli ich jeszcze nie czytaliście, to zapoznajcie się z nimi, dla własnego dobra.

Mój system backupów 3.0 na 2016 rok

Backup, backup, backup

Day One przechodzi na model subskrypcyjny i kilka słów o przyszłości iOS-a

$
0
0

Paul Mayne tłumaczy zmiany oraz przyszłość jednego z najlepszego programów do prowadzenia swojego dziennika, Day One.

This week we’re releasing the Day One Premium subscription service. It includes the ability to create more than ten journals and access all future premium features.

Rozumiem ich decyzję – widocznie przy obecnym modelu biznesowym nie są w stanie się utrzymać. To ogromny problem dla każdego dewelopera w App Store, który niestety nie wspiera tak zwanego „upgrade pricing”, czyli możliwości pobierania opłat za duże uaktualnienia. Niestety, to częściowo wina Apple – ich polityka od samego początku zachęcała do zjeżdżania z cenami, pomimo że programy na tę platformę nie różnią się wiele od innych, jak macOS czy Windows. Wygląda na to, że obecnie najlepiej jest albo tworzyć darmowe gry, które uzależniają konsumentów od kupowania bezsensownych IAP1, albo pisać proste programy i potem ich nie utrzymywać, aby tylko pokryć koszty ich stworzenia. Nie pomaga też fakt, że konkurencja jest tak ogromna, że wymyślenie czegoś naprawdę nowatorskiego, nie jest prostym zadaniem.

Apple niedawno rozszerzyło możliwość korzystania z subskrypcji na inne kategorie programów, a to z kolei spowodowało, że wielu deweloperów zdecydowało się wejść na tę drogę. Najczęściej wygląda to tak, że za darmo otrzymujemy ograniczony produkt, pozbawiony wielu funkcji, które można odblokować za „niewielką” miesięczną opłatą. Problem w tym wszystkim jest taki, że nie każdy będzie chciał mieć chociażby pięć odnawiających się subskrypcji każdego miesiąca. Skoro piszę o Day One, z którego korzystam, to niech on posłuży za przykład…

Są aplikacje, które wykorzystują namiętnie – każdego dnia po kilka godzin. To są dla mnie programy kluczowe. Tweetbot jest jednym z takich i gdyby Tapbots zmienili swój model biznesowy i nie byłaby to zabójcza kwota, to płaciłbym ją. Z Day One jednak korzystam od święta, kiedy wydarzy się coś na tyle ważnego, że chcę to sobie zapisać. Czasami jest to raz dziennie, czasami raz w miesiącu. Moja częstotliwość uruchamiania tej aplikacji jest na tyle niewielka, że nie mam (niestety) najmniejszego zamiaru płacić subskrypcji. Albo zadowolę się funkcjami darmowymi, albo przesiądę się na inny program – jest ich na tyle dużo w App Store, że nie powinno to stanowić żadnego problemu. Przy takiej przesiadce jestem też w stanie pogodzić się z mniejszą ilością funkcji, bo przecież i tak nie korzystam ze wszystkiego.

If you have already purchased Day One (version 2.0 and later), the features you currently have will always be yours to use without any additional cost. This includes encrypted sync, ten journals, multiple photos per entry, and all ongoing maintenance updates and improvements.

Ekipa z Day One postąpiła na tyle ładnie, że zachowam wszystkie funkcje, za które zapłaciłem przy okazji uaktualnienia do wersji 2.0 – to mnie cieszy i prawdopodobnie oznacza, że nie będę musiał się przesiadać na coś innego. Jednocześnie smutno mi, że nie mam zamiaru ich dalej wspierać, ale po prostu nie otrzymuję na tyle dużo od tej aplikacji, aby to miało sens. Obawiam się też, że nie tylko ja tak myślę, co z kolei spowoduje, że tworzenie bardziej zaawansowanego oprogramowania, które będzie utrzymywane przez kolejne lata i wersje iOS-a, stanie się nieopłacalne.

Nie wątpię, że Apple monitoruje ten temat, ale obawiam się, że nawet jeśli w końcu jakoś zdecydowanie zareagują, to będzie już za późno. Panic obecnie nie widzi sensu tworzenia aplikacji na iOS-a, a to przecież firma ze świetnymi tradycjami. Omni Group podąża nową ścieżką, opartą właśnie o model subskrypcyjny. Affinity niedawno wydało prawdziwy kombajn – Photo dla iOS – który łączy funkcjonalność Photoshopa i Illustratora w jedno narzędzie. Jest drogi, ale czy sprzedaż utrzyma się na wystarczająco wysokim poziomie, aby aplikacja była nadal rozwijana za trzy lub cztery lata?

Mam nadzieję, że znajdzie się jakieś rozwiązanie, które będzie miało sens, bo mam spore obawy co do przyszłości aplikacji trzecich na iOS, jeśli ten trend będzie się pogłębiał.

PS. Jeśli jeszcze nie wiecie o App: The Human Story, to gorąco polecam. Widziałem już pierwszy cut i zapowiada się wyśmienicie.

Re: Czas na kino (135) – Minionki!

$
0
0

Jan Urbanowicz w zeszłym tygodniu proponował Wam (i mi!) wyjście na Minionki…

Minionki. Again. Nie jestem fanem i nigdy nie rozumiałem fenomenu. Wojtek pójdzie na 100000% i mogę się założyć, że skomentuje ten wpis jakimś gifem z Minionkiem. To jest tak pewne, jak to, że jest już stary.

Po pierwsze, dzięki Jasiek. Po drugie, oczywiście, że będzie GIF.

Po trzecie, Despicable Me 3 miało kilka świetnych gagów, jak zwykle, ale zawiódł mnie polski dubbing – był po prostu słaby. Za to czarny charakter był po prostu boski! Jak tylko będzie można nowe Minionki obejrzeć w oryginale, to niezwłocznie to zrobię.

Jeśli chodzi o ranking filmów z tej serii, to obecnie wygląda on u mnie tak:

  1. Despicable Me.
  2. Despicable Me 2.
  3. Minions.
  4. Despicable Me 3.

Tak, w kolejności ich wypuszczania.

AMD Vega FE wolniejszy od GTX-a 1080

$
0
0

Mark Walton, na łamach Ars Technica, opisuje nowe GPU od AMD…

The first reviews and benchmarks have arrived for the Radeon Vega Frontier Edition—the first graphics card based on AMD’s Vega architecture—and the results are mixed to say the least. In professional application benchmarks like SPECviewperf and Cinebench R15 OpenGL, the £1000/$1000 Vega FE comes out ahead of Nvidia’s flagship Titan Xp. In games, it’s often barely faster than a GTX 1070.

The gaming results have caused some consternation amongst AMD fans, with many expecting far better performance from what is currently the company’s best graphics card. As it stands, Vega FE is between 25 to 45 percent faster than the R9 Fury X (according to PC Perspective), and 13 percent slower than a GTX 1080. Both the GTX 1080 Ti and Titan Xp are substantially faster and draw less power at stock speeds.

Obecnie szukam nowego GPU dla swojego hackintosha i nie ukrywam, że GTX-y mające wsparcie dla macOS, są na górze mojej listy. Nie zmienia to faktu, że nowe AMD mają być wspierane, prawdopodobnie od momentu, w którym nowe iMaki Pro trafią na rynek, pod koniec tego roku. Vega mnie interesuje dlatego, że potencjalnie może radzić sobie znacznie lepiej w OpenCL, a to oznacza znacznie lepsze wyniki w renderach w Final Cut Pro X. Dla przykładu i jeśli dobrze pamiętam, to dopiero GTX 980 był szybszy w OpenCL niż stary Radeon 280X. GTX 1050 i 1060 chyba nadal są wolniejsze…1

Podpowiem też, że wkrótce będę publikował kilka innych hackintoshowych tematów… w międzyczasie obserwując rynek GPU.

iPhone 8 bez Touch ID?

$
0
0

Pojawił się kolejny raport autorstwa Ming Chi-Kuo, w którym podaje on dziesięć cech, których powinniśmy spodziewać się w iPhonie 8… Nie z każdą z nich się zgadzam.

  1. Trzy modele – To brzmi sensownie i mówi się o tym od dawna. Ma być 7S, 7S+ oraz nowy iPhone 8, który na 99% będzie nazywał się inaczej. Może iPhone Anniversary Edition? Może iPhone Pro? Zobaczymy.
  2. Wirtualny przycisk Home – iPhone 8, z OLED-owym ekranem, ma mieć wirtualny przycisk Home, który nie będzie zawierał w sobie Touch ID, czyli rozpoznawania linii papilarnych. Biorąc pod uwagę ile nacisku Apple kładzie na Pay, nie ma żadnej możliwości, aby nie było Touch ID.
  3. Rozpoznawanie twarzy w 3D – może i taki moduł się pojawi, ale szczerze wątpię, aby zastąpił on Touch ID.
  4. RAM – iPhone 8 i 7S+ mają mieć 3 GB RAM, a 7S zachowa obecne 2 GB. Brzmi sensownie.
  5. Pamięć masowa – wszystkie trzy modele mają być dostępne w dwóch wersjach – 64 GB i 256 GB. Patrząc po obecnej serii iPadów, może tak być.
  6. Lightning z USB-C power delivery IC – zostanie znany Lightning, ale ma wspierać szybsze ładowanie zapewniane przez USB-C. Trudno powiedzieć, ale wierzę, że nie będzie USB-C.
  7. Mniej kolorów dla iPhone 8 – patrząc po przodzie, spodziewam się, że nie będzie opcji z białym szkłem, ze względu na wycięcie na górze; nie zdziwię się też, jeśli plecki będą oferowane w „jedynym słusznym kolorze”, czyli czarnym.

Przy okazji, przeglądając poranną prasę dzisiaj, znalazłem ciekawy komentarz Johna Grubera na temat nowego iPhone’a z ekranem OLED:

If it’s true that Apple is going to release three new iPhones, my bet is that they’re named the iPhone 7S, iPhone 7S Plus, and iPhone Pro. And I hope the iPhone Pro starts at $1500 or higher. I’d like to see what Apple can do in a phone with a higher price.

Kolejna osoba, która obstawia „iPhone Pro”, ale z tego co wiem, to nie ma żadnych przecieków na ten temat – to jego własne domysły. Nie podoba mi się natomiast to, że chciałby zobaczyć co Apple potrafiłoby zrobić z iPhonem kosztującym 1500 USD. Fakt, że mógłby to być ciekawy eksperyment, ale moment, w którym zaczynamy jako ludzkość akceptować tak absurdalnie wysokie ceny dla smartfonów, jest chwilą, w której przestaję chcieć uczestniczyć w tej zabawie.

Jak wygląda wyjazd dziennikarski, czyli ze Skodą Citigo w Pradze [galeria zdjęć]

$
0
0

Do Pragi udaję się w zastępstwie Jaśka (Jana Urbanowicza, dla formalistów), ponieważ jemu wypadła jakaś operacja – bodajże przyszywają mu kajdanki do ciała, w postaci obrączki na palcu serdecznym prawej ręki – na prezentację Skody Citigo. Jak wiecie, w iMagazine staramy się wspomnieć o wszystkich właściwościach samochodów, ale skupiamy się głównie na technologii w nich zawartych – mam nadzieję, że wrażenia z VW Tiguana sprzed paru tygodni przypadły Wam do gustu. Jako że nie spodziewam się zbyt wiele nowości w przypadku najmniejszy Skody, bratniej duszy VW Up (tak swoją drogą, zupełnie przegapili możliwość nawiązania współpracy reklamowej z Pixarem, a’propos filmu UP!; no chyba, że była, ale to ja ją przegapiłem), to postanowiłem podejść trochę inaczej do tematu…

Warszawa w tle…

Od Yaris do Citigo

Jak usłyszałem o tym, że prezentacja dotyczy Citigo, to zaśmiałem się na głos. Otóż, przed paroma tygodniami, starszy pan, prawdopodobnie pirat drogowy, na terenie zabudowanym, wjechał z takim impetem w zaparkowaną przy drodze Yariskę, że szukaliśmy jej sto metrów dalej na słupie, nie będąc pewnym czy to auto, czy wiata autobusowa. Osiemdziesięciodwuletni mężczyzna, ku własnemu zaskoczeniu, przeżył. To wydarzenie zapoczątkowało poszukiwania „nowego” samochodu.

Zaczęliśmy od wycieczki sponsorowanej korkami po wszelkich salonach marek, które miały komisy – przewidziany budżet był niższy niż wymarzony samochód. W Toyocie, ku konsternacji sprzedawcy, dowiedziałem się, że nie każdy Japończyk tej marki ma w pełni ocynkowane nadwozie, co stało się standardem w niemieckich markach od ponad trzech dekad. Przy okazji dowiedziałem się, że Auris, którą się zainteresowaliśmy, nie była nigdy uszkodzona, ani nie miała wypadku – wymieniono w niej jedynie przedni zderzak z błotnikiem, tylną ćwiartkę oraz tylny zderzak. Kosmetyka, nie dzwon. Tak się sprzedaje auta w komisie przy jednym z największych dealearów w Warszawie. Zaletą jest gwarancja producenta na samochody w ofercie… To zaleta prawda? Pomimo, że nadwozie nie jest ocynkowane, a auto nie jest „bite”, tylko po „kosmetycznych” poprawkach?

W każdym razie…

Nieudane zwiedzanie północnej Warszawy poskutkowało naszym przemieszczeniem się do południowo-zachodnich dzielnic, gdzie zatrzymaliśmy się w salonie Skody – na oku mieliśmy tam używaną Citigo w „idealnym stanie, po starszym panie”. Idealny stan, w tym przypadku, oznaczał rysy i wgniecenia na każdym kawałku blachy i plastików na zewnętrz samochodu, część z nich po ręcznym retuszu pędzelkiem. Pominę wnętrze, które nie było sprzątane od nowości, ale ta trzyletnia Citigo miała tak porysowane szyby, jakby jej właściciel skrobał lód stalowymi grabiami.

Zniechęcony, udałem się do ekipy zajmującej się nowymi samochodami i okazało się, że jest jedna sztuka, wyposażona w klimatyzację, którą można wziąć od ręki. Niestety, cena była za wysoka. Po długich negocjacjach, teściowa wyrwała ją w cenie zbliżonej do tej trzyletniej, z gumowymi dywanikami i pełnym bakiem paliwa – nie wiem jak jej się udało uzyskać 20% rabatu, ale zabieram ją od tamtej chwili na każde zakupy. Dzięki temu, miałem okazję przejechać się tym małym jeździdełkiem kilkukrotnie i przyznaję, że zostałem zaskoczony – spodziewałem się wrażeń zbliżonych do jazdy na pace Nyski po dachowaniu, a w rzeczywistości Skoda całkiem komfortowo przemieściła mnie z punktu A do B.

Lądowanie w Pradze i widok na kopalnię odkrywkową.

WAW-PRG

Start z Warszawy do Pragi miał odbyć się o 9:10, w piątek. Dla mnie prawie się nie odbył, bo korki. Dojazd zajął mi tak długo, że na lotnisko wpadłem na 3 minuty przed zamknięciem check-in. Pobiegłem i o 8:30 znalazłem w końcu stanowisko, które odprawiało ludzi na lot do Pragi. Było puste. Spojrzałem w prawo. Spojrzałem w lewo… Jest! Jakaś pani targała metalową tabliczkę i nie była zajęta niczym innym. Zapytałem jej czy wie gdzie mogę się odprawić do Pragi. Spojrzała na zegarek, podniosła wzrok i powiedziała: „Ma Pan jeszcze minutę – nie ma pośpiechu”. Uff! Przy okazji okazało się, że byłem już zacheckowany (to dlatego nie udało mi się tego zrobić online), więc dostałem jedynie boarding pass i poszedłem do security.

Jak to zwykle bywa na Chopina, spotkałem się ze skrajnie dziwnym zachowaniem podczas sprawdzania bezpieczeństwa. Pan przez rentgenem zapytał czy mam elektronikę. Odpowiedziałem, że iPada i aparat – iPad leżał na tacce, a aparat jest w plecaku. „Dobrze, proszę przechodzić”. Biiiip! Oho, będzie macanko! Sprzęt przejechał, ale kazano mi go wyjąć z plecaka. „Przecież mówiłem, że każda elektronika musi być wyjęta” dowiedziałem się. Nie, nie mówił Pan tego. Nigdy też w całym swoim życiu nie musiałem wyjmować aparatu z pokrowca, który był w torbie, która była plecaku. Wyjąłem, przejechał, fuck you very much.

Lot odbył się szybko i bezboleśnie. Dla własnej przyjemności kontynuowałem swoją fascynującą lekturę instrukcji obsługi BBEdit – edytora tekstu. Serio, świetna „książka”.

Praga i Skoda

Grupa Skodziarzy zebrała się zaraz po wyjściu z samolotu i w takim składzie znaleźliśmy się przed lotniskiem. Tam też znalazły nas Panie ze Skody, które eskortowały nas do budynku po drugiej stronie ulicy. Po krótkim, trzy-minutowym spacerze, zobaczyliśmy ferię barw – Citigo w każdym dostępnym kolorze, w tym sporo zielonych i czerwonych. Pięknie! Nie lubię szarości w motoryzacji…

Przed krótkim briefingiem, w którym opowiedziano nam o nowościach, dostaliśmy możliwość zjedzenia śniadania – wybrałem przepyszne croissanty z szynką i serem (prawie jak po francusku!) – i połączyliśmy się w pary. Zostałem ja i Pan Witek, więc podaliśmy sobie ręce i przeszliśmy na ty.

Etap 1 – Z lotniska do Pragi

Wybrałem nam perełkę wśród Citigo – model Monte Carlo, wyposażony w 1-cylindrowy silnik o mocy 75 KM. Spodziewałem się, że to maleństwo będzie fruwało po drodze, bo przecież waży mniej niż człowiek, który przebył Saharę z jedynie bukłakiem pełnym wody. Nic bardziej mylnego! Porządne przyspieszenie zaczynało się 5800 obrotów na minutę i kończyło się ułamek sekundy później, na 6000… Za to autko było w pięknym, czerwonym kolorze, z czarno-czerwonym wnętrzem, do którego naprawdę nie miałem zastrzeżeń.

Trasa wiodła przez okoliczne piękne wioski wokół Pragi. Te zrobiły na mnie ogromne wrażenie – czyste ulicy, chodniki, do których nie wykorzystano kostki brukowej, przystrzyżone trawniki i wszechobecne ograniczenia do 30 km/h, do których miejscowi się stosowali. No i żadnych billboardów ani reklam! W porównaniu z tym co dzieje się pod Warszawą, to oceniam, że brakuje nam 20 lat, aby dogonić peryferia Pragi.

Mnie więcej po godzinie dotarliśmy do…

Bastion XXXI

Restauracja Bastion XXXI stała się naszym punktem wypadowym. Pod nią parkowało kilkanaście (lub więcej) Citigo, w każdej dostępnej kombinacji. Były modele podstawowe, Style i Monte Carlo (wyposażenie), z silnikami 60 KM i 75 KM, wyposażone w ręczne i zautomatyzowane skrzynie biegów, w każdym możliwym kolorze, na białych, srebrnych i czarnych felgach. Był też model dostosowany w fabryce do CNG (gaz ziemny), ale tym nie jeździliśmy.

W restauracji dostaliśmy obiad – wziąłem wyborną kaczkę – i wolny czas do godziny 18:00, o której mieliśmy wyruszyć na lotnisko (ale nie później!). Do dyspozycji mieliśmy trzy pętle po Pradze, wiele samochodów oraz nasze własne nogi. Z Witkiem wybraliśmy się na najkrótszą (którą zrobiliśmy dwukrotnie), 20-minutową, w Citigo wyposażonym w zautomatyzowaną skrzynię biegów. Jak teściowa kupowała swój samochód, to próbowałem się dowiedzieć co to dokładnie za skrzynia biegów, ale sprzedawca nie potrafił mi przekazać odpowiedniej wiedzy. Jak się okazało, ASG to konstrukcja przypominająca skrzynię manualną, z tą różnicą, że sprzęgło jest operowane hydraulicznie. To nie jest automat ze sprzęgłem hydrokinetycznym. Wada jest jedna – ta skrzynia jest leniwa. Zalety, w mieście, są ogromne – nie trzeba korzystać ze sprzęgła, skrzynia sama zmienia biegi (możemy też robić to ręcznie) i auto nie stacza się do tyłu na górce.

Została nam jeszcze godzina, więc wykorzystaliśmy ją na spacer po mieście.

Do domu

Na lotnisko oczywiście dotarliśmy jako ostatni – wydzwaniali do nas, martwiąc się, że nie zdążymy, ale zostały jeszcze dobre dwie godziny na lotniskowe zakupy. A potem rozpoczął się hardcore…

Nasz samolot, ze względu na burze nad Polską, dotarł z półgodzinnym opóźnieniem. Pilot zapowiedział, że będzie starał się nadrobić zaległości i jak powiedział, tak zrobił. Wspiął się na 10 tysięcy metrów, złapał wiatr w żagle (wiało nam 220 km/h w pupę) i w Warszawie lądowaliśmy dokładnie 46 minut później. To o 9 minut szybciej niż lot z Wrocławia do stolicy. Niestety, na tych 10 kilometrach turbulencje były tak silne, że nie dało się utrzymać kieliszka z winem, więc piliśmy je duszkiem. Niektórzy też dodatkowo wspomagali się modlitwą, kurczowym trzymaniem się kolan oraz wkraczaniem na kolejne poziomy znieczulenia – nie dziwię się, że się bali, bo takich wstrząsów sam nie doświadczyłem od wielu lat.

Czego się nauczyłem

Po pierwsze, Monte Carlo to jedyna słuszna Citigo – piękne czarno-czerwone wnętrze zrywa z nudą współczesnych, miejskich maluchów. Po drugie, model Style też nie jest zły – ma beżowo-czarne wnętrze, które też nie jest nudne. Po trzecie, wziąłbym sobie automat, bo jest prawie tak samo szybki, a zdecydowanie wygodniejszy. Po czwarte, muszę ponownie odwiedzić Pragę – zbyt długo mnie tam nie było.


Smart Keyboard dla iPada Pro 10,5” – recenzja

$
0
0

Jestem zboczony na punkcie klawiatur. Piszę bardzo dużo, jak zapewne zauważyliście, a klawiatura to moje podstawowe narzędzie do pracy. Jeśli nie jest wygodna, nie zapewnia mi możliwości szybkiego i bezproblemowego pisania, to unikam takowej.


Bardzo dziękujemy Cortland za udostępnienie Smart Keyboard dla iPada Pro 10,5″ do testów. Pełną ofertę wszystkich modeli iPada, łącznie z nowym Pro 10,5″, znajdziecie w sklepie Cortlandu, a ofertę na Smart Keyboard znajdziecie tutaj – zapraszamy do zapoznania się z nimi.


Swojego czasu, jeszcze przed romansem z Makami, korzystałem z klawiatur mechanicznych. Miałem bardzo specyficzne upodobania w tym zakresie – nie przepadałem za przełącznikami, które „klikały”, ani za tymi, które stawiały opór przy wciśnięciu. Najbardziej lubiłem te o liniowej sile potrzebnej do ich wciśnięcia, czyli odpowiednik Cherry MX Red. MX Brown akceptowałem, ale wszystkie hałasujące, jak MX Blue, u mnie odpadały w przedbiegach. To się zmieniło po przesiadce na laptopy, które korzystały z innych rozwiązań, a jeśli przewiniemy taśmę1 o 10 lat, to otrzymamy konstrukcje jak nowe klawiatury w MacBookach i MacBookach Pro oraz te przeznaczone dla iPada – Smart Keyboard.

Smart Keyboard dla iPada Pro 12,9”

Jednym z powodów, dla którego uwielbiam iPada 12,9” jest to, że ma pełną klawiaturę. Dziwną, ale pełną rozmiarowo. Jej klawisze są ultrapłaskie o bardzo niewielkim skoku i na początku spodziewałem się, że jej znienawidzę. Okazało się jednak co innego – przez półtora roku napisałem za jej pomocą setek tysięcy słów i nigdy nie żałowałem, że to z niej korzystam. Co ciekawe, przez ten niewielki skok miałem wrażenie, że potrafię za jej pomocą pisać szybciej. Nigdy tego nie testowałem, ale 80 słów na minutę nie stanowiło specjalnego problemu – głównym ograniczeniem była zdolność mojego mózgu do układania słów w sensowne zdania2.

Smart Keyboard dla iPada Pro 9,7”

Miałem też okazję testować klawiaturę dla małego iPada Pro. Dominik Łada radzi sobie na niej zadziwiająco sprawnie, ale dla mnie była zdecydowanie za mała i po prostu nie potrafiłem na niej pisać. Co więcej, wolałem w takiej sytuacji korzystać z klawiatury ekranowej! Ja! Ekranowej!

Ale potem pojawił się iPad Pro 10,5”…

Smart Keyboard dla iPadów 12,9″ (lewe zdj.), 10,5″ (środkowe) i 9,7″ (prawe).

Smart Keyboard dla iPad Pro 10,5”

Nowy iPad Pro jest niby tylko o centymetr szerszy w ustawieniu poziomym, ale to wartość, która robi różnicę. Nie wiecie o tym, ale przez ostatnie pięć dni każde słowo, jakie napisałem, było za jej pomocą. Zacząłem się zastanawiać, z czego to wynika i dowiedziałem się, że są pewne zasady dotyczące tego, czy klawiatura może być nazwana jako „pełnowymiarowa” lub nie. Okazuje się, że ta przeznaczona dla 10,5” iPada mieści się w tych granicach… Ledwo, ale jednak. Fakt, że boczne klawisze są mniejsze niż w innych, ale jednak większość czasu spędzam na klawiszach od Q w lewym górnym rogu do M w dolnym prawym.

Jeszcze większym zaskoczeniem jest to, że potrafię płynnie przesiadać się pomiędzy Smart Keyboard dla 10,5” iPada, a pełną klawiaturą w moim MacBooku Pro bez żadnych problemów. To nie było możliwe w przypadku modelu przeznaczonego dla ekranu 9,7”. Nadal nie rozumiem jak ten centymetr na szerokość i pół centymetra na wysokość robi tak dużą różnicę, ale go robią. Przynajmniej dla mnie.

W przypadku modelu 10,5”, iPad i klawiatura mają magnesy, dzięki czemu po zawinięciu jej na plecy, przykleja się do nich automagicznie.

Smart Keyboard dla iPada Pro 10,5” w Polsce dostępny jest w dwóch układach – angielski (USA) i angielski (międzynarodowy). Korzystałem w swoim życiu z obu układów na różnych klawiaturach i generalnie preferuję ten pierwszy. Testowana klawiatura jednak jest w tym drugim, co na początku mnie trochę zniechęcało. Wprawne oko zauważy, że klawisze skupione wokół Entera są ciaśniejsze niż w układzie amerykańskim i wciśnięto też dodatkowy klawisz obok lewego Shifta. Pomimo tych niedogodności, szybko się do tego układu przyzwyczaiłem, chociaż nie ukrywam, że sam wybrałbym układ angielski (USA) – często korzystam z tyldy, podczas pisania w Markdown, więc wolę, aby ten klawisz znajdował się nad Tabem.

Smart Keyboard dla iPada Pro 10,5″: układy angielski (USA) po lewej i angielski (międzynarodowy) po prawej.

Magnesy!!!

Jest jeszcze jedna ogromna różnica względem Smart Keyboard dla iPada Pro 12,9”. Rzekomo taką samą cechę miała klawiatura dla 9,7”, ale nigdy tego osobiście nie zauważyłem. Otóż jak korzystam z klawiatury jako Smart Cover i odwrócimy ją na plecy, bo na przykład czytamy, to w największym iPadzie nie trzyma się ona jego pleców w żaden magiczny sposób – jeśli chwycimy samego iPada, to klawiatura będzie wisiała bezwładnie na zawiasie.

(…) spodziewałem się, że (Smart Keyboard dla iPada 10,5″) będzie tak samo nieodpowiednia dla moich potrzeb, jak model dla 9,7” iPada. Myliłem się i wkrótce ten błąd naprawię (…)

W przypadku modelu 10,5”, iPad i klawiatura mają magnesy, dzięki czemu po zawinięciu jej na plecy, przykleja się do nich automagicznie. Ta drobna zmiana robi (dla mnie) ogromną różnicę w komforcie używania iPada jedną ręką, szczególnie podczas czytania. W modelu 12,9” wolałem ją odczepić (chociaż w tym wypadku sporą rolę odgrywała też sama waga iPada), a teraz już tego nie robię.

Detal, a jak bardzo cieszy.

Stabilność i jakość wykonania

Zaraz po tym, jak te klawiatury trafiły do pierwszych użytkowników, na Twitterze widziałem spore narzekania na to, że klawiatura nie stoi płasko na biurku. Śpieszę powiadomić, że w przypadku mojego egzemplarza „wszystko gra” – stoi płasko, tak jak powinna. Jakościowo nie mam do niej większych zastrzeżeń. Zresztą widzę po mojej półtorarocznej, z której korzystam przy iPadzie 12,9”, że nic z nią się nie dzieje, chociaż mógłbym ją trochę przetrzeć z kurzu…

Obawiałem się też, że nie będę mógł korzystać z niej w mojej ulubionej pozycji – rozwalony na fotelu, nogi w górze, a iPad z klawiaturą na udach. Niepotrzebnie – tak właśnie klepałem wszystkie moje litery z ostatnich pięciu dni.

Myślałem, że nie kupię, tej klawiatury

Zamawiając iPada Pro 10,5”, celowo nie brałem Smart Keyboard. Wiedziałem, że jest „mniejsza” i spodziewałem się, że będzie tak samo nieodpowiednia dla moich potrzeb, jak model dla 9,7” iPada. Myliłem się i wkrótce ten błąd naprawię – oczywiście wezmę model w układzie USA. Pomimo że cała seria Smart Keyboards nie jest tania, to uważam je za najlepsze rozwiązanie dla osób korzystających z iPada mobilnie – normalnie służą jako Smart Cover, a w razie potrzeby mamy pełną klawiaturę. To znacznie wygodniejsze niż wożenie ze sobą pełnej klawiatury jak na przykład Apple Wireless Keyboard w Origami Workstation lub Apple Magic Keyboard w Canopy.

Powiązane recenzje

Zapraszam też do zapoznania się z dwoma recenzjami powiązanymi tematycznie, które napisałem w ostatnich dniach – znajdziecie je poniżej.

iPad Pro 10,5″ – pierwsze, bardzo pozytywne, wrażenia!

iOS 11 i #iPadOnly

Nadgryzieni – 279 – Teraz już nie pozwalają mi programować

$
0
0

Michała drukarka i mój QNAP osiągnęły samoświadomość. (Przepraszam za szumy w paru miejscach – to jakieś duchy nam zakłócały nagranie.)

Partner odcinka:

Linki z odcinka:

Prowadzący:

Subskrypcja:

   

   

Zapraszamy do odsłuchu.

Jeśli macie pytania to tradycyjnie zapraszamy do komentarzy na Facebooku.

Ilustrowana historia iOS-a

$
0
0

Na łamach Git-Tower, ciekawego klienta do obsługi Githuba, kilka miesięcy temu pojawiła się ciekawa, ilustrowana historia iOS-a.

Poza ładnymi grafikami, twórcy również bardzo mocno streścili nowości każdej wersji. Jeśli jeszcze tego nie wiedzieliście, to polecam przejrzeć.

John Gruber: „iPhone Pro może kosztować nawet 1399 USD”

$
0
0

John Gruber wczoraj napisał dosyć długi artykuł, argumentujący dlaczego nowy iPhone może kosztować nawet 1299 USD za topowy model o największej pojemności.

Jego argumenty mają sens, ale pomijają też kilka kwestii, o których zaraz wspomnę. Jednocześnie, to bardzo skomplikowany temat, ze względu na fakt, że iPhone’y mają ogromny popyt, co oznacza, że czegokolwiek firma nie zrobi, to kogoś wkurzy.
Przypomnę, że obecnie przewiduje się, że na jesieni na rynek trafią trzy modele:

  • iPhone 7S, przypominający konstrukcję iPhone’a 7;
  • iPhone 7S+, przypominający konstrukcję iPhone’a 7+;
  • „iPhone 8” (prawdopodobnie nazwany będzie iPhone Pro, ale jestem na 99% przekonany, że nie otrzyma cyfry „8”).

Nowy iPhone 8 ma mieć ekran OLED, który wypełnia ramkę podobnie jak LG G6 lub Galaxy S8 – ma nie marnować przestrzeni wokół ekranu. Inne, spodziewane w nim technologie, opisywałem w poprzednich miesiącach, ale w dużym skrócie, pojawią się różne, często sprzeczne ze sobą, spekulacje co dwa lub trzy tygodnie.

Wracając do artykułu Grubera, przewiduje on dwa scenariusz, jeśli nowe pojemności będą wynosiły 64 i 256 GB:

Scenario 1:
32 GB 7, no-S: $549
64 GB 7S: $649
256 GB 7S: $749
32 GB 7 Plus, no-S: $669
64 GB 7S Plus: $769
256 GB 7S Plus: $869

Scenario 2:
32 GB 7, no-S: $649
64 GB 7S: $749
256 GB 7S: $849
32 GB 7 Plus, no-S: $769
64 GB 7S Plus: $869
256 GB 7S Plus: $969

Jeśli pojemności pozostaną takie same, to możemy spodziewać się takich samych cen, jak przy modelu 7 i 7+. Nie podoba mi się jednak fakt, że zmieniając pojemności na 64 i 256 GB, Apple może podnieść ceny, podobnie jak zrobili to przy iPadach nowych. Ciężko to porównać bezpośrednio, bo iPady rządzą się ciut innymi zasadami, ale moje własne zasady takim zmianom mówią „nie” – nie kupię 7S+ za ponownie wyższą kwotę.

Ale co będzie z OLED-owym iPhonem?

So in my Scenario 2, where the 256 GB 7S and 7S Plus cost $849 and $969 respectively, the base model 64 GB OLED iPhone would have to cost at least $999, and I think more likely $1099, and the 256 GB model would cost at least $1099 or $1199.

Jeden z problemów wygląda następująco: jeśli iPhone Pro będzie „tylko” o 100 USD droższy od 7S+, to ludzie się na niego prawdopodobnie rzucą, pomimo że to będzie cena oscylująca w rejonie 969-1069 USD. Biorąc pod uwagę zapowiadane problemy z produkcją wystarczającej ilości ekranów OLED przez Samsunga i innych dostawców podzespołów dla Apple, będzie to model trudny do kupienia przez przynajmniej najbliższe pół roku od premiery. To może spowodować, że całość negatywnie wpłynie na sprzedaż modeli 7S i 7S Plus. Rozwiązaniem jest podniesienie cen – tak się robi jak jest ogromny popyt, a niska podaż. Ale to też może niekorzystanie wpłynąć na firmę – część osób może po prostu nie kupić 7S lub 7S+ i poczekać, aż ceny iPhone’a Pro spadną. To w końcu konstrukcje, które będą, bez większych zmian, czwarty rok w sprzedaży.

Jeśli to zestawimy z faktem, że LG i Samsung już sprzedają smartfony z niewielkimi ramkami – G6 i Galaxy S8/S8+ – za „normalne” pieniądze, to dlaczego mielibyśmy płacić o 50% więcej za iPhone’a? Przypomnę, że S8 i S8+ kosztują odpowiednio 724 i 824 USD w Stanach.

Nie podoba mi się kierunek jaki Apple może obrać w tym roku. Rozumiem, że mają trudną sytuację, ale prawdopodobnie czwarty raz z rzędu otrzymamy tę samą konstrukcję (7S i 7S+) oraz całkowicie nowy model, kosztujący zgodnie ze spekulacjami Johna, w rejonie 1000-1400 USD. Przypomnę, że po obecnym „przeliczniku” Apple, to wyniesie w Polsce około 5000-7000 PLN. Z jednej strony uważam, że powinni poczekać z modelem Pro do chwili, aż dostawcy osiągną wymagane przez nich moce produkcyjne, ale to może potrwać ze dwa lata, jeśli nie więcej, a wtedy poznamy już Galaxy S10, podczas gdy iPhone będzie nadal miał „staromodny” wygląd. Mogą też pominąć 7S i 7S+, wprowadzając na rynek tylko Pro w tym roku, co z kolej spowoduje, że sami zabiją sobie sprzedaż.

Nie ma z tej sytuacji dobrego wyjścia, ale wiem jedno – wygląda na to, że w tym roku nic nie kupię. iPhone’a Pro nie wezmę, jeśli podstawowa pojemność będzie kosztowała więcej niż obecnie 7+ w wersji 128 GB (869 USD); iPhone’a 7S+ nie wezmę, bo uważam że już jest za drogi. 7S również, bo to czwarta wizualna odsłona tego samego, pomimo że wnętrze będzie całkowicie nowe. Jedynym ratunkiem dla mnie będzie jeśli Apple obniży ceny 7S i 7S+ o 100 USD względem cen 7 i 7+ (z 649 na 549 i z 769 na 669), a model Pro wprowadzi w starych cenach 7+. To by jednocześnie oznaczało, że 7 i 7+ spadną o 200 USD w drugim roku swojego życia (do 449 i 569). Nie spodziewam się jednak takiego kroku po firmie…

Najprawdopodobniej po prostu przesiądę się na 7-kę z ekranem 4,7″, bo dużego rozmiaru też już mam dosyć.

Pierwsza sztuka Modelu 3 Tesli zjechała z linii produkcyjnej

$
0
0

Elon Musk, kilka godzin temu, tweetnął pierwsze zdjęcia produkcyjnej wersji Tesli Model 3.

Na obecną chwilę nadal niewiele wiadomo na temat tego samochodu. Pomijając kolor lakieru, wiadomo że będzie potrafił przejechać 215 mil na jednym ładowaniu (około 344 km), przyspieszy do 100 km/h w czasie poniżej 6 sekund, zmieści 5 dorosłych osób, wspiera Superchargery, ma wbudowany hardware do Autopilota i zaprojektowano go, aby osiągnąć 5 gwiazdek w testach zderzeniowych.

Nie wiemy jednak:

  • czy te 344 km to rzeczywista wartość czy wyliczona na podstawie normy EPA (która jest w zasadzie nieosiągalna w rzeczywistych warunkach);
  • jakie ma przyspieszenie;
  • czy za Supercharging trzeba będzie płacić;
  • ile będzie kosztowała aktywacja Autopilota (wynosi 10 tys. USD w przypadku Modelu S, co oznaczałoby wzrost ceny o aż 28% względem bazowej;);
  • czy osiągnie 5 gwiazdek w testach zderzeniowych (oraz których).

Nie wiemy też jak będzie wyglądało wnętrze, a to jeden z elementów tej układanki, który mnie najbardziej interesuje.


Będę skłonny rozważyć zakup tego samochodu, jeśli będę szukał sedana, szczególnie w obliczu „zadymy” wokół takich marek, które oszukiwały na testach emisji spalin. Nie ukrywam jednak, że od ekologicznego podejścia do motoryzacji, znacznie bardziej ekscytuje mnie dokładne przeciwieństwo tego trendu…

Od 0:47 otwierają się klapki wydechu…

Viewing all 2854 articles
Browse latest View live