Quantcast
Channel: Wojtek Pietrusiewicz, Autor w serwisie iMagazine
Viewing all 2846 articles
Browse latest View live

Apple ponoć planuje wprowadzenie monitorowanie snu do Apple Watcha

$
0
0

Mark Gurman wczoraj zdradził, że Apple planuje wprowadzenie funkcji monitorowania snu do Apple Watcha. Inne aplikacje robią to już od dawna, ale jak to zwykle bywa, taka funkcja bezpośrednio zintegrowana z watchOS i iOS może mieć zalety dla użytkowników.

Aplikacji tego typu jest mnóstwo, w tym nawet rodzime produkcje są znane na świecie, i każda z nich oferuje swój własny zestaw funkcji. Większość integruje się z Apple Health, dzięki czemu nawet jeśli zmienimy aplikację, to mamy dostęp do naszych historycznych danych, ale aby korzystać z tego na co dzień, trzeba przeskoczyć przez kilka przeszkód, z których największą jest czas pracy zegarka na baterii. Chyba najlepszym sposobem, na osiągnięcie sensowych wyników, jest ładowanie Apple Watcha dwukrotnie w ciągu dnia – rano, zaraz po przebudzeniu, podczas porannej toalety i wieczorem, przed snem, również podczas przygotowań przed pójściem do łóżka.

The company has been using the sleep-tracking feature for several months with testers at secret sites around its Cupertino, California, headquarters, according to people familiar with the work. If the functionality is successful in the testing stages, the company plans to add it to the Apple Watch by 2020, according to one of the people. The company has released new versions of the Apple Watch each fall since 2016.

Mark raportuje, że Apple pracuje nad ich własną implementacją monitorowania snu od kilku miesięcy i że funkcja może trafić do konsumentów dopiero w 2020 roku, ale wszystko będzie zależało od tego, czy osiągną zamierzony cel.

Jeśli Apple się na to zdecyduje, to ciekawy jestem czy to będzie działało automatycznie, czy wymagało ręcznej aktywacji. Zastanawiam się też, czy Apple Watch w takiej sytuacji przełączy się w tryb większego oszczędzania energii i co dokładnie będzie monitorował. Czy to ma związek z ich niedawnym przejęciem firmy Beddit? Czy oba urządzenia będą ze sobą współpracowały? Pytań jest wiele, a Apple będzie musiało na nie przygotować odpowiedzi, jak chociażby sugerować w takiej sytuacji użytkownikom, kiedy powinni ładować swoje zegarki. W każdym razie, jeśli słowa Marka się potwierdzą, to realnie pierwszą implementację tej funkcji powinniśmy zobaczyć albo na WWDC 2020, albo podczas premiery nowych Apple Watchów pod koniec 2020 roku.

Jeśli artykuł Apple ponoć planuje wprowadzenie monitorowanie snu do Apple Watcha nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.


Oppo RX17 Pro – czy wszystkie smartfony już są tak dobrze wykonane?

$
0
0

Na rynku pojawia się coraz więcej, naprawdę znakomicie wykonanych, smartfonów w cenach często zaskakująco niskich, jak na to co otrzymujemy w zamian. Widzę przy okazji coraz mniejszy sens w wydawaniu niebotycznych pieniędzy na flagowce najbardziej znanych producentów, gdy za połowę ceny otrzymujemy coś, co wygląda w zasadzie identycznie. Gdzie zatem jest haczyk?

Specyfikacja techniczna

Oppo RX17 Pro to 6,4-calowy smartfon, napędzany Androidem 8.1 Oreo z nakładką ColorOS 5.2, w którego klatce piersiowej bije 8-rdzeniowy Snapdragon SDM710 i Adreno 616 (GPU). Ekran ma rozdzielczość 2340×1080 px, jest AMOLED-em, a jego gęstość wynosi ok. 402 PPI. Dodatkowo w środku znajduje się 6 lub 8 GB RAM-u i 128 GB pamięci flash, a aparaty są trzy – jeden do selfie i dwa „normalne”, czyli szeroki kąt i standard. Mógłbym kontynuować temat, ale suche liczby niewiele nam mówią o urządzeniu…

Co zatem otrzymujemy za 2600 PLN?

Tak, Oppo RX17 Pro kosztuje 2600 PLN, czyli dwukrotnie mniej niż iPhone XS Max. Czy to oznacza, że jest dwukrotnie gorszy od flagowca Apple? Zdecydowanie nie! Co więcej, już widzę przynajmniej jeden aspekt, w którym przewyższa najdroższego smartfona z Cupertino. Ale zacznijmy od początku…

Gdybyście mi zawiązali oczy i dali do ręki iPhone’a XS Max oraz Oppo RX17 Pro, to (pomijając cechy charakterystyczne, jak umiejscowienie aparatów) nie potrafiłbym ich rozróżnić samym dotykiem. Oba mają szklane plecy, oba mają metalowe ramki i oba są świetnie wykonane. Obejrzałem sobie RX17 Pro z naprawdę bliska i z zewnątrz nie widać niczego, co zdradzałoby, że jest gorzej wykonany, a do wnętrza nie zaglądałem, bo chciałem uniknąć niewygodnych pytań ze strony Oppo i ich przedstawicieli.

Ostatnio w rozmowie z naszą redakcją poruszaliśmy temat kolorów, w jakich telefony są dostępne, narzekając na małą różnorodność i możliwości wyboru przez użytkownika. Oppo tutaj nie króluje, bo RX17 Pro dostępny jest tylko w dwóch wariantach kolorystycznych, ale przynajmniej zaszaleli z nimi. Testowy egzemplarz dostarczono w wersji Emerald Green i jest to zdecydowanie wariant stonowany. Dopóki nie padnie na niego światło, najlepiej słoneczne, to sprawia wrażenie smartfona prawie czarnego. Zielone barwy, przechodzące w ekstremalnych sytuacjach w niebieskie, dopiero wydobywają jasne promienie światła, ale całość nadal zachowuje klasę. Dla wariatów przewidziano natomiast model Radiant Mist, który mieni się niczym kameleon lub te lakiery od święta spotykane na samochodach, które wyglądają skrajnie różnie, zależnie od tego skąd na nie pada światło.

Sam ColorOS, czyli nakładka Oppo na Androida, miejscami bardzo przypomina rozwiązania zastosowane w iOS-ie, więc osoba przesiadająca się z iPhone’a powinna w mig wszystko pojąć. Opcji personalizacji znajdzie się kilka, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Zaskoczył mnie jednak fakt, że zdecydowana większość animacji jest płynna, nic nie skacze i nic się nie zacina. Przyznam, że nie robiłem też nic ciężkiego, więc nie bierzcie tego jako pewnik, ale fakt, że RX17 Pro nie jest wyposażony w topowy procesor nie powinien większości użytkowników zniechęcić, ponieważ w codziennym użytkowaniu będzie to w większości niezauważalne.

Pamiętam jeszcze lata, kiedy smartfona wybierało się na podstawie tego, jak dobre zdjęcia potrafi robić. Do dzisiaj są osoby, którym zależy na jak najlepszych zdjęciach i te będą ograniczone do zaledwie kilku najlepszych modeli, ale jeśli spojrzymy na temat trochę szerzej i z większym dystansem, to zdecydowana większość współczesnych smartfonów robi zdjęcia na tyle dobre, że przeciętny użytkownik nie zobaczy różnicy względem najlepszych przedstawicieli tej kategorii. Co więcej, gdy „bawiłem się” aparatem w Oppo RX17 Pro, zaskoczyła mnie automatycznie pojawiająca się informacja o tym, że telefon przełączył się w tryb makro, gdy zbliżyłem go do fotografowanego przedmiotu. Bardziej jednak zaskakujące jest to, że mogłem obiektyw przybliżyć do wybranej płaszczyzny przynajmniej dwukrotnie bliżej niż swojego XS-a. Zatem nawet jeśli iPhone XS ma lepszy aparat, to co mi po nim, skoro nie zrobię nim zdjęcia, które bym chciał… Nie zapominajmy też, że zdecydowana większość z nas ogląda wykonane smartfonami fotografie właśnie na małych ekranach smartfonów, a w takiej sytuacji, jak ostatni ślepy test MKBHD pokazał, najlepszy aparat może być tym, który zamontowano w telefonie za 1500 PLN.

USB-C i ładowanie

W 2016 roku zacząłem swoją przesiadkę na USB-C i dzisiaj gdyby nie iPhone, to już bym ją zakończył. Niestety, Apple uparcie montuje Lightning zamiast przesiąść się na standard, który samo pomogło stworzyć. RX17 Pro dla odmiany, jak większość współczesnej elektroniki, wyposażono w USB-C i nawet nie wiecie jak wygodny jest fakt, że nie musiałem nawet rozpakowywać ich ładowarki i podłączyłem się do ładowania do jednej z moich własnych, bez konieczności zmieniania kabli czy innego kombinowania.

Niestety, jednym z braków, który odczuje wiele użytkowników, jest brak opcji ładowania indukcyjnego, ale Oppo przygotowało ciekawą alternatywę w postaci SuperVOOC. Akumulator składa się z dwóch baterii, po 1850 mAh każda (łącznie 3700 mAh), i obsługuje ładowarki do 50W, co oznacza, że można go naładować od 0 do 40% w 10 minut. Powtórzę to. Dzie. Sięć. Mi. Nut. Pełne naładowanie akumulatora do 100% ponoć zajmuje nieco dłuższe 39 minut.

Czytnik linii papilarnych pod ekranem

RX17 Pro od Oppo to drugi po Galaxy S10 telefon, w którym mam okazję korzystać z czytnika linii papilarnych umieszczonego pod ekranem. Zaznaczę, że nadal uważam rozwiązania podobne do Face ID za lepsze, bo nie wymagają ode mnie niczego, czego bym już nie robił (patrzył się na ekran), ale jest coś w tych schowanych pod ekranami czytnikach. Nie dość, że są w miejscu, do którego przyzwyczailiśmy się kłaść kciuka, to nie zabierają cennego miejsca. Nigdy nie mogłem się przekonać do czytnika na boku czy plecach urządzenia i ta nowa technologia jest bardzo mile widziana. Od razu też podpowiem, że wiele osób mówi, że ich wadą jest to, że go widać pod ekranem, ale albo nie wiem czego szukać, albo jestem ślepy, bo nawet pod mocne światło nie byłem w stanie go dostrzec (ani w Oppo, ani w S10). Dla formalności jeszcze muszę jedynie napisać, że czytnik w nowych Samsungach jest wyraźnie szybszy od tego w RX17 Pro, w którym po położeniu palca trzeba odczekać około sekundy na reakcję i odblokowanie telefonu. Prędkość jego działania umieściłbym gdzieś pośrodku pomiędzy pierwszą a drugą generacją Touch ID. Tragedii w każdym razie nie ma.

Na koniec

Kolejne smartfony, tzw. „średniaki”, udowadniają, że dzisiaj granica pomiędzy nimi, a flagowcami dla większości z nas będzie niezauważalna. Czy jest więc sens płacić 5000-6000 PLN za smartfona, który oferuje niewiele więcej? Na to już będziecie musieli odpowiedzieć sobie sami.

Jeśli artykuł Oppo RX17 Pro – czy wszystkie smartfony już są tak dobrze wykonane? nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Spectre Camera – nowa aplikacja do robienia zdjęć z długim czasem ekspozycji od twórców Halide

$
0
0

Twórcy Halide – prawdopodobnie najlepszej aplikacji zastępującej systemowy aparat w iOS-ie – wczoraj wypuścili nowy app, również służący do robienia zdjęć. Spectre Camera służy przede wszystkim do tworzenia zdjęć symulujących długie czasy ekspozycji, poprzez robienie setek zdjęć w tle i łączeniu ich w jedno ostateczne ujęcie.

Program ma różną funkcjonalność, zależnie od modelu iPhone’a, na którym się jej używa. Przykładowo, funkcje stabilizacji ruchu wymagają iPhone’a 8 lub nowszego. Nie zmienia to faktu, że jeśli próbujecie robić tego typu zdjęcia, to zalecane jest korzystanie ze statywu, czego twórcy nie napisali w opisie programu i prawdopodobnie dlatego pojawiło się wiele negatywnych komentarzy. Korzystałem już z podobnych rozwiązań i można w ten sposób uzyskać bardzo ciekawe efekty, czasami lepsze od prawdziwego zdjęcia naświetlanego dłużej, a czasami gorsze.

Przykład powstawania długiej ekspozycji w Spectre Camera

iOS 12 oraz Photos dla iOS (i Mac) mają podobną funkcję, ale opiera się ona na załączonym Live Photo. Fakt, że można uzyskać podobny efekt, ale rzadko się to udaje – zdjęcie zazwyczaj jest poruszone w całości, a jakość pozostawia wiele do życzenia. Poniżej załączam wyjątkowo udany przykład zdjęcia z iPhone’a XS (zmniejszony i skompresowany na potrzeby internetu).

Nie mogę doczekać się chwili, aż nadarzy się okazja do sensownego wykorzystania Spectre Cam, bo Halide udowadnia, że twórcy wiedzą co robią. Jeśli już zdążyliście pobawić się tym programem, to ciekawy jestem owoców waszej pracy – odzywajcie się w komentarzach lub mediach społecznościowych.

Spectre Camera – iOS – 1,99 USD / 2,29 EUR / 8,99 PLN

Jeśli artykuł Spectre Camera – nowa aplikacja do robienia zdjęć z długim czasem ekspozycji od twórców Halide nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Pastebot od Tapbots dostępny poza Mac App Store

$
0
0

Z Pastebota korzystam codziennie, bez przerwy, od daty jego premiery w 2016 roku. Ten program tak wiele wprowadził i ułatwił w moim życiu, że nie wyobrażam sobie powrotu do korzystania z MacOS bez tak prostego w użyciu programu do zarządzania zawartością schowka.

Dotychczas dostępny był jedynie przez Mac App Store, ale od wczoraj dostępna jest jego niezależna wersja. Oznacza to, że możecie się spodziewać częstszych uaktualnień i poprawek, i lepiej rozwiązanego uaktualnienia do nowszej wersji w przyszłości (App Store nie przewiduje wprowadzania zniżek dla istniejących klientów).

Tak czy siak, gorąco polecam tę aplikację, niezależnie czy kupicie ją przez Mac App Store, czy bezpośrednio od Tapbots (twórców Tweetbota).

Pastebot – 12,99 USD

Jeśli artykuł Pastebot od Tapbots dostępny poza Mac App Store nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Genialny Sonos Beam

$
0
0

Jak pierwszy raz zobaczyłem nowego Beama od Sonosa, to zainteresowałem się nim, bo miał wsparcie dla AirPlay 2. Potem zobaczyłem jego rozmiar i stwierdziłem, że to „małe gówno” nie będzie grało i nie zadowoli moich potrzeb w absolutnie żadnym wymiarze. Beam od paru dni stoi u mnie pod telewizorem i świadczy usługi dźwiękowe w salonie. Dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że bardzo (ale to bardzo!) mocno się myliłem.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2018


Co to jest?

Sonos Beam jest soundbarem, wyposażonym w asystenta głosowego Amazona – Alexę – oraz standard AirPlay 2. Wyposażono go w cztery pełnopasmowe głośniki niskotonowe i jeden głośnik wysokotonowy. Ma też pięć wzmacniaczy i tyle samo mikrofonów. Z tyłu znajduje się złącze HDMI-ARC (zwrotne), gniazdo zasilania, Ethernet 10/100 oraz optyczne wyjście audio. Jest przy okazji niewielki, bo ma wymiary 68,5 × 651 × 100 mm (wysokość × szerokość × głębokość).

HDMI-ARC oznacza, że jeśli chcemy rozszerzyć nasz telewizor o Beama, to musi on wspierać ten standard. Jeśli będziemy chcieli podłączyć dodatkowo Apple TV, to musimy to zrobić przez telewizor. Szkoda – gdyby Beam miał jeszcze jedno złącze wejściowe HDMI, to byłby produktem niemalże idealnym. Ratunkiem zostaje oczywiście złącze optyczne, ale wtedy rezygnujemy z CEC-a.

Moje uwagi i setup

Mój telewizor nie wspiera HDMI-ARC. Jest przy okazji tak zamontowany (i waży tyle), że nawet gdybym chciał się dostać do portów na jego plecach, to potrzebowałbym jeszcze ze dwie osoby, aby go najpierw zdemontować. Telewizor komunikuje się z amplitunerem za pomocą kabla HDMI, do którego z kolei podłączone są wszelkie inne urządzenia, w tym Apple TV (kiedyś miałem jeszcze podłączony dekoder, PlayStation i Maca). Całość zwieńcza pięć głośników, z czego dwa główne są wysokiej jakości i wielokrotnie droższe od Beama.

To spowodowało u mnie konsternację. Jak to testować, aby miało jakikolwiek sens? Dzisiaj źródłem mojego wideo jest wyłącznie Apple TV – od paru lat nie korzystam już z niczego innego – trochę to ułatwiło mi decyzję. Mój setup z Sonosem zatem wygląda tak:

  • Apple TV dostarcza obraz do telewizora,
  • Apple TV łączy się z Beamem poprzez AirPlay i dostarcza mu bezprzewodowo dźwięk – można to skonfigurować odpowiednio w ustawieniach (lub przytrzymać przycisk Play na pilocie przez kilka sekund, z tą uwagą, że ta funkcja nie działa w aplikacji YouTube, bo oni muszą wszystko robić po swojemu).

W optymalnej sytuacji jednak zdecydowałbym się na połączenie przewodowe, ale dzisiaj nie mam takiej możliwości, więc miejcie to na uwadze. Pamiętajcie też, że porównuję maleńki soundbar do systemu 5.1, którego cena jest wielokrotnie wyższa (w zasadzie to do 5.0, gdyż odłączyłem subwoofer, bo szklanki w kuchni mi podskakiwały na półce i wkurzałem sąsiadów).

AirPlay 2 i HomePod

Mój HomePod stoi pomiędzy kuchnią a salonem i to z niego codziennie korzystam do słuchania muzyki (głównie moje playlisty, odtwarzane za pomocą Apple Music). Jego zadaniem jest grać na tyle głośno, abym słyszał muzykę, ale jednocześnie na tyle cicho, abym mógł się skupić na swoich zadaniach.

Telewizor (i tym samym Sonos Beam) znajdują się na przeciwległej ścianie, gdybym połączył go więc z HomePodem, to wypełniałby mi idealnie pomieszczenie dźwiękiem, prawda? Dzięki AirPlay 2 jest to banalnie proste, bo wystarczy, że powiem „Hey Siri, play my Top 200 playlist on the living room speakers” (ta funkcja wymaga dodania Sonosa do HomeKita, co zajmuje kilka sekund i trzeba zrobić raz), a dźwięk zaczyna grać z obu jednocześnie. Poziom głośności oczywiście również reguluję głosowo, ale całością można też sterować z poziomu Centrum Sterowania w iPhone’ach lub iPadach.

Beam gra bardzo podobnie do HomePoda, czyli znacznie lepiej niż dobrze, ale jest kilka różnic. Oferuje ciut mniej basu (HomePod moim zdaniem ma go za dużo), ale kompensuje to pełniejszym środkiem i górą. Porównywanie ich ze sobą jednak nie ma żadnego sensu, bo ważniejsze jest to, jak grają razem, a robią to wybornie. Potwierdza to przy okazji mój pomysł, że w przyszłości po prostu będę miał jedynie głośniki wspierające AirPlaya w domu. W każdym razie dźwięk teraz wypełnia salon z prawie z każdej możliwej strony, a dodatkowo pełniej dociera do mojego biurka i kuchni.

Mogłem wcześniej robić coś podobnego z moim Apple TV podłączonym do amplitunera, bo ten pierwszy przecież też może służyć jako „głośnik”. Niestety, przez to, że sygnał musi z Apple TV dotrzeć do amplitunera, a potem kablami do pięciu głośników, powoduje, że jest kilkudziesięciomilisekundowe opóźnienie względem HomePoda, przestałem więc korzystać z tej funkcji. Dla kontrastu Sonos Beam i HomePod są idealnie z sobą zsynchronizowane.

No, ale przecież to „małe gówno” nie zagra tak dobrze, jak dobry system audio.

Osoby, które mnie znają, wiedzą, że lubię dobre systemy dźwiękowe. Te systemy jednak wymagają kompromisów i wielu metrów kabli. Dodatkowo mają sens tylko w sytuacji, w której rzeczywiście wykorzystujemy ich możliwości w pełni, czyli odpowiednio mocno odkręcamy kurek. Po pierwsze, od wielu lat nie słucham głośno muzyki (ani filmów). Po drugie, mam na względzie wspomnianych współtowarzyszy tej społeczności – mnie wkurza, gdy ktoś puszcza coś na pełny regulator, sam staram się tego więc nie robić. Po trzecie, gdy zależy mi na immersji w dźwięku, to korzystam ze słuchawek.

Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, że Sonos Beam gra więcej niż dobrze. Nie miałbym też żadnych oporów, żeby zastąpić nim mój amplituner i pięć głośników, chociaż dokupiłbym parę Sonos One (odpowiedniki HomePoda), aby wykorzystać je jako tylne głośniki do kina domowego. Dźwięk wydobywający się z niego jest czysty i pełny. Niestety, nie ma tak dobrego rozróżnienia kanałów na lewy i prawy, bo znajdują się bliżej siebie, ale pomimo tego da się je wyraźnie usłyszeć. Nie zmienia to faktu, że należycie wypełnia pokój dźwiękiem, pomimo że siedzę od niego w odległości 5,5 m, a nie mam przecież tylnych Sonosów.

Podczas słuchania muzyki nie gra głośniej niż na 20-30%, a przy filmach podgłaśniam go do 80-90% (mój salon ma około 35 metrów kwadratowych). W obu tych zakresach nie słyszę zniekształceń. Przypominam ponownie, że korzystałem z niego tylko bezprzewodowo, również podczas oglądania filmów, więc spodziewam się, że po HDMI nie będzie gorzej.

Rozsądek?

Nie wiem, czy chęć dążenia do minimalizmu przychodzi u mnie z wiekiem, ale jestem naprawdę zachwycony tym Sonosem. Wystarczą dwa kable i postawienie go pod telewizorem, abym mógł wywalić ogromny amplituner i siedem kabli do niego podłączonych. Oczywiście przydałby mi się też nowy telewizor, ale nadal czekam, aż obecny mi się zepsuje, a tymczasem mogę się ratować kablem optycznym (jak już uda mi się dostać za telewizor). Już samo to jest dla mnie imponujące, ale tutaj w komplecie dodatkowo otrzymujemy znakomity głośnik, wspierający HomeKit i AirPlay 2, które może w każdej chwili dołączyć do całości.

Zapomniałem wspomnieć, że Sonos Beam kosztuje 1899 złotych. Tylko 1899 złotych. Jak dodamy do kompletu dwa Sonosy One, to zamykamy się w kwocie 3897 złotych za trzy głośniki, które mogą niezależnie odtwarzać audio i służyć przy okazji jako system kina domowego. Przewodowo lub nie, jeśli mamy Apple TV.

Wygląda na to, że sam siebie właśnie przekonałem do niego, a nawet nie napisałem o aplikacji Sonosa, która dodatkowo wspiera wszelkie usługi muzyczne (Spotify, Apple Music, Deezer i więcej) oraz radia internetowe (TuneIn, w tym RMF Classic, którego namiętnie słucham).

Jeśli artykuł Genialny Sonos Beam nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Projekt Raspberry Pi – 7 – Naprawiamy sterowanie TV, Apple TV i amplitunerem przez Homebridge i Logitech Harmony w HomeKit

$
0
0

Jakiś czas temu Logitech wyłączył w Harmony funkcję umożliwiającą integrację tego urządzenia z HomeKitem poprzez Homebridge’a. Musieliśmy czekać do lutego 2019, ale w końcu częściowo przywrócili tę funkcjonalność. Częściowo, ponieważ konfiguruje się ją teraz inaczej niż poprzednio, ale całość działa jak należy.


Ten projekt jest możliwy dzięki uprzejmości Botland, który dostarczył następujące elementy umożliwiające jego wykonanie:


Spis treści

  1. Instalacja i konfiguracja Raspbian (Wi-Fi, SSH i VNC).
  2. Instalacja Homebridge i konfiguracja Xiaomi Air Purifier 2.
  3. Uruchomienie kamery Raspberry Pi NOIR pod HomeKitem.
  4. Dodajemy pozycję w HomeKit, wyświetlającą jakość powietrza na dworze.
  5. Dodajemy prognozę pogody do HomeKit dla naszej ulicy.
  6. Dodajemy sterowanie TV, Apple TV i amplitunerem do HomeKit przez Homebridge i Logitech Harmony.
  7. Naprawiamy sterowanie TV, Apple TV i amplitunerem przez Homebridge i Logitech Harmony w HomeKit.

Wymagania

  1. Po pierwsze, Wasz Logitech Harmony musi mieć odpowiednią wersję firmware’u, czyli najnowszą na stan obecny, tj. 4.15.250.
  2. Musicie też wejść w aplikację Harmony → Menu → Harmony Setup → Add/Edit Devices & Activities → Remote & Hub i na dole włączyć funkcję XMPP. Bez tego całość nie będzie działała,
  3. Ostatecznie, zakładam, że konfiguracja Waszego RPi i Homebridge’a jest taka jak w 6. części tego poradnika.

Przepis

Dawno nie uaktualnialiśmy naszego RPi, więc to dobry moment, aby to zrobić, za pomocą poniższych komend. Pamiętajcie, że po każdej musicie poczekać, aż się skończy wszystko aktualizować. Jeśli nie robiliście update’ów od paru miesięcy (jak ja), to uaktualnienie może zająć nawet godzinę.

  1. Logujemy się do Raspberry Pi z Terminala, czyli za pomocą ssh pi@192.168.x.x, pamiętając, że pi to nazwa użytkownika (jeśli macie inną, to podmieńcie ją w komendzie) i podając prawidłowy adres IP.
  2. Po zalogowaniu się, wpiszcie sudo apt-get update.
  3. Po zakończeniu powyższej operacji wpiszcie sudo apt-get upgrade.
  4. Jak powyższa komenda skończy się wykonywać, to wpisujecie sudo apt-get dist-upgrade.
  5. Teraz kolej na wywalenie śmieci za pomocą sudo apt-get clean.
  6. Następną komendą jest sudo raspi-config, która uruchomi pseudo-graficzne menu. Wybierzcie pozycję nr 8, czyli 8 Update.
  7. Na koniec restartujemy Malinkę za pomocą sudo reboot i 1-2 minutach znowu się na nią logujemy przez ssh, jak w 1. kroku.

Stary plugin homebridge-harmony niestety nie został uaktualniony od roku, więc nie działa z nowym firmwarem. Trzeba go będzie odinstalować i na jego miejsce wstawić inny.

  1. Przypominam, że po restarcie znowu powinniśmy się zalogować do Malinki, jak pisałem w punkcie 7. powyżej za pomocą ssh pi@192.168.x.x.
  2. Zanim zaczniemy grzebać w pluginach, warto jeszcze uaktualnić wszystkie paczki npm za pomocą npm outdated. Ta operacja może potrwać kilkanaście minut, więc uzbrojcie się w cierpliwość.
  3. Następnie, po zakończeniu powyższej, wpiszcie komendę npm list -g --depth 0, która po minucie wyświetli listę zainstalowanych pluginów do Homebridge’a. Na tej liście powinna znajdować się pozycja homebridge-harmonyhub, bo z tego pluginu korzystaliśmy wcześniej. Wynik będzie wyglądał podobnie do tego:
    /usr/local/lib
    ├── homebridge@0.4.46
    ├── homebridge-airly@1.1.6
    ├── homebridge-camera-rpi@0.0.3
    ├── homebridge-harmonyhub@0.3.0-alpha.2
    ├── homebridge-mi-airpurifier@0.1.3
    ├── miio@0.15.6
    └── npm@5.10.0
  4. Musimy odinstalować homebridge-harmonyhub za pomocą komendy npm -g uninstall homebridge-harmonyhub. W razie niepowodzenia możecie spróbować sudo npm -g uninstall homebridge-harmonyhub.
  5. Teraz musimy oczyścić cache, bo to on u mnie powodował sporo problemów, więc wpisujemy cd /var/homebridge/accessories/ i następnie komendę ls -la. Powinniście zobaczyć plik o nazwie cachedAccessories. Jeśli potwierdzacie jego istnienie, to wpiszcie sudo rm cachedAccessories.
  6. Następnie zatrzymujemy Homebridge’a za pomocą komendy sudo systemctl stop homebridge.
  7. Teraz czas na zainstalowanie nowego pluginu do Homebridge’a, który prawidłowo obsługuje Logitech Harmony. Są obecnie dwa warte zainteresowania i szczęścia próbowałem z homebridge-harmony, ale nie udało mi się go uruchomić. Dla odmiany, homebridge-harmonyhub-plugin działa wzorowo. Aby go zainstalować, należy wpisać npm -g install homebridge-harmonyhub-plugin.
  8. Teraz czas na edycję pliku konfiguracyjnego. Wasz plik z poprzedniego poradnika powinien wyglądać podobnie do poniższego:
    {
      "bridge": {
        "name": "Homebridge",
        "username": "XX:XX:XX:XX:XX:XX",
        "port": 51826,
        "pin": "031-45-154"
      },
      "description": "HomePi Homebridge.",
      "accessories": [{
          "accessory": "Air",
          "apikey": "KLUCZ",
          "latitude": "xx.xxxxxx",
          "longitude": "yy.yyyyyy",
          "name": "DZIELNICA"
        },
        {
          "accessory": "Air",
          "apikey": "KLUCZ",
          "latitude": "xx.xxxxxx",
          "longitude": "yy.yyyyyy",
          "name": "MIASTO"
        }
      ],
      "platforms": [{
          "platform": "MiAirPurifierPlatform",
          "deviceCfgs": [{
            "type": "MiAirPurifier2",
            "ip": "192.168.xxx.xxx",
            "token": "xxx",
            "airPurifierDisable": false,
            "airPurifierName": "MiAirPurifier2",
            "silentModeSwitchDisable": false,
            "silentModeSwitchName": "MiAirPurifier2 Silent Mode Switch",
            "temperatureDisable": false,
            "temperatureName": "MiAirPurifier2 Temperature",
            "humidityDisable": false,
            "humidityName": "MiAirPurifier2 Humidity",
            "buzzerSwitchDisable": true,
            "buzzerSwitchName": "MiAirPurifier2 Buzzer Switch",
            "ledBulbDisable": true,
            "ledBulbName": "MiAirPurifier2 LED Switch",
            "airQualityDisable": false,
            "airQualityName": "MiAirPurifier2 AirQuality"
          }]
        },
        {
          "platform": "WeatherStation",
          "name": "Pogoda DZIELNICA",
          "key": "xxx",
          "location": "pws:XXXXXXXXX",
          "interval": "4",
          "forecast": "3days"
      },
      {
          "platform": "HarmonyHub",
          "name": "Harmony Hub"
      }
      ]
    }
  9. Interesuje nas pozycja ostatnia i edytujemy tylko ten fragment pliku. Aby edytować plik, skorzystamy z nano, za pomocą komendy sudo nano /var/homebridge/config.json.
  10. Strzałkami nawigujemy na koniec pliku i pozycję "name": "Harmony Hub" zastępujemy "name": "homebridge-harmonyhub-plugin", czyli ten fragment pliku powinien wyglądać następująco:
    {
                "platform": "HarmonyHub",
                "name": "homebridge-harmonyhub-plugin"
            }
  11. Teraz wciskamy ^X (Ctrl + X), aby zamknąć plik i jak program się zapyta, czy chcemy zapisać zmiany, to wciskamy y i zatwierdzamy Enterem.

Teraz będziemy musieli zweryfikować, czy całość działa prawidłowo, więc…

  1. Wpisujemy komendę sudo systemctl daemon-reload i zatwierdziamy Enterem.
  2. Wpisujemy sudo systemctl start homebridge i zatwierdzamy jak zwykle.
  3. Teraz możemy sprawdzić logi ładowania się Homebridge’a, aby upewnić się, że wszystko idzie tak, jak powinno, za pomocą komendy journalctl -f -u homebridge. Z trybu obserwowania logów możecie wyjść za pomocą komendy ^C (Ctrl + C).
  4. Jeśli wszystko uruchomi się prawidłowo, to powinniście zobaczyć coś w stylu poniższym:
    Mar 05 09:50:27 HomePi homebridge[220]: [2019-3-5 09:50:27] [homebridge-harmonyhub-plugin] {HarmonyHub} Found <1> hubs
    Mar 05 09:50:27 HomePi homebridge[220]: [2019-3-5 09:50:27] [homebridge-harmonyhub-plugin] {HarmonyHub} <2d13738c-dcd6-483d-a7b5-6b8035de9e50> <Harmony Hub>
    Mar 05 09:50:33 HomePi homebridge[220]: [2019-3-5 09:50:33] [homebridge-harmonyhub-plugin] {HarmonyHub} create new client for <Harmony Hub>
    Mar 05 09:50:33 HomePi homebridge[220]: [2019-3-5 09:50:33] [homebridge-harmonyhub-plugin] {HarmonyHub} Found <2> activities: <TV, Music>

Jeśli pokaże się Wam jakiś błąd (exit code), to prawdopodobnie macie źle sformatowany plik config.json – zapewne problem jest z jakimś zabłąkanym nawiasem lub przecinkiem. Validator JSON pomoże Wam znaleźć gdzie dokładnie leży problem (wklejacie do niego zawartość config.json). Możecie skorzystać z tego, lub dowolnego innego, który Wam odpowiada (szukajcie validate json).

Natychmiast pojawiły mi się oba activities, które mam skonfigurowany w Logitech Harmony, czyli TV (Apple TV + TV + amplituner) oraz Music (Apple TV + amplituner). Nie przepadam za grzebaniem w działających konfiguracjach, bo potem kończę na wielogodzinnym szukaniu rozwiązania, ale jeśli się uda, to przynajmniej pozostaje smak zwycięstwa.

Jeśli artykuł Projekt Raspberry Pi – 7 – Naprawiamy sterowanie TV, Apple TV i amplitunerem przez Homebridge i Logitech Harmony w HomeKit nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Klawiatury (Vortex Race 3 vs. Massdrop ALT) i przełączniki (Cherry MX Silver vs. Halo Clear)

$
0
0

W ostatnich paru tygodniach na moim biurku zastąpiłem Apple Magic Keyboard dwoma klawiaturami mechanicznymi – najpierw Vortex Race 3 wyposażonym w przełączniki Cherry MX Speed Silver, a potem Massdrop ALT wyposażonym w Halo Clear. Spisałem wtedy moje pierwsze wrażenia, ale mam kilka nowych przemyśleń oraz pomysłów na przyszłość…

Jak już wspominałem, przełączniki w Vortexie, czyli MX Speed Silver, są liniowe (czyli nie mają żadnego wyczuwalnego skoku ani kliku podczas naciskania) i dosyć lekkie. Do tego mają bardzo mały skok do momentu załączenia się klawisza – cały skok wynosi 4 mm, ale już po 1,2 mm wciśnięcie zostaje zarejestrowane. Zawsze preferowałem liniowe przełączniki, ale do tak krótkiego skoku przyzwyczajałem się 1-2 tygodnie. Dzisiaj w zasadzie nie mam do nich większych zastrzeżeń poza klawiszem Spacji – lubię opierać kciuk w tym miejscu i zdarza mi się niechcący go nacisnąć. Dla osób pytających o granie, potwierdzam że znakomicie się do tego nadają. Niektórzy mogą preferować MX Red, które mają podobną charakterystykę, ale aktywują się po 2 mm, niemniej jednak całość jak zwykle zależy od indywidualnych potrzeb i upodobań.

Vortex Race 3 ma w sumie 83 klawisze, w których zawierają się strzałki oraz rząd klawiszy funkcyjnych. W praktyce nie poszedłem na żaden kompromis względem Apple Magic Keyboard, a wręcz zyskałem w paru miejscach. Vortex wyposażył Race’a w klawisze o profilu DSA, który jest niski, a każdy klawisz ma taką samą wysokość. Wcześnie nie korzystałem nigdy z tego profilu, ale nie miałem specjalnych problemów z adaptacją do niego. Sama klawiatura jest programowalna sprzętowo, czyli po przełączeniu klawiatury w specjalny tryb bez zewnętrznego oprogramowania. To wygodne, bo można zmieniać pewne rzeczy na bieżąco, zależnie od potrzeb. Race 3 można też ustawić w tryb Windows, Mac lub Linux. W praktyce skończyłem na takim ustawieniu:

  • tryb Windows, który ustawia dolny rząd następująco, od lewej do prawej: CTRL – Windows/Command – Alt/Option – Spacja – Alt/Option – Fn – CTRL;
  • miejscami zamieniłem lewy Windows/Command z lewym Alt/Option, dzięki czemu wygląda to teraz tak: CTRL – Alt/Option – Windows/Command – Spacja – Alt/Option – Fn – CTRL.

Dzięki temu pod prawym kciukiem, zaraz obok Spacji (czyli tam gdzie chcę i lubię) mam klawisze, za pomocą którego wstawiam polskie ogonki na każdej platformie, czyli macOS, iOS i Windows.

Analogiczną konfigurację mam na Massdrop ALT, czyli dolny rząd wygląda następująco: CTRL – Alt/Option – Windows/Command – Spacja – Alt/Option. Jedyny brak spójności w porównaniu z Vortexem mam na skrajnie prawym rzędzie klawiszy, ponieważ Vortex mieści tam dodatkowo End, podczas gdy na ALT-cie zabrakło na niego miejsca. Ważniejsze są jednak pozostałe różnice pomiędzy tymi dwoma klawiaturami…

ALT-a zamówiłem z chwalonymi i rzadko spotykanymi Halo Clear. Jest to przełącznik wymagający większej siły nacisku i ma progresywną sprężynę, więc im dalej go naciskamy, tym większą siłę trzeba w to włożyć. Ten przełącznik jest typem przełącznika wyposażonym w wyczuwalną uskok, który trzeba pokonać, dzięki czemu ma lepiej nadawać się do pisania. Ten bump, który czuć podczas naciskania, jest zdecydowanie wyraźniejszy niż w Cherry MX Brown i użytkownicy, którzy przesiedli się z MX Brown na Halo Clear mówią, że nie chcą już wracać do tych pierwszych, bo sprawiają wrażenie tanich przełączników. Nie powiem, żeby mi się źle na nich pisało, ale dodatkowa siła wymaganego nacisku jest wyczuwalna w ścięgnach po całym dniu (ale nie powoduje u mnie żadnych negatywnych objawów). Prawda jest taka, że tymi przełącznikami nie powinno się dobijać do klawiatury, ale sam nie mogę się przestawić na ten nowy sposób pisania w adekwatnym stopniu, bez skupiania się na tym. Być może po prostu potrzebuję więcej czasu…

W każdym razie, to wszystko spowodowało, że zacząłem się zastanawiać nad wymianą przełączników na inne. Liniowe. Ale nie z serii Cherry MX, tylko ich klonów.

Przez lata mówiło się, że Cherry MX są najlepszymi jakościowo przełącznikami na rynku, ale opinie użytkowników się w ostatnich latach mocno zmieniły. W każdym razie seria przełączników Gaterona jest bardzo chwalona i mówi się, że są znacznie płynniejsze niż Cherry (i ponoć trochę im brakuje do niszowych Tealios). Przełączniki można oczywiście rozebrać i nasmarować specjalnym preparatem, ale na obecną chwilę to ponad moje chęci. Dlatego moje spojrzenie zwróciłem ku przełącznikom Gateron Yellow, które są liniowe i siedzą prawie dokładnie pomiędzy przełącznikami typu Red i Black (zarówno Cherry, jak i Gateron). Obecnie zastanawiam się gdzie lepiej zestaw takich przełączników kupić (Chiny czy Niemcy; czas dostawy jest podobny), aby przetestować je w Massdrop ALT. Jeśli testy się powiodą, to nie wykluczam wymiany MX Speed Silverów w Race 3 na te same Gateron Yellow.

Wracając do kompromisów, ale tym razem dotyczących Massdrop ALT, to śmiało mogę powiedzieć, że Halo Clear są znakomitymi przełącznikami do pisania, ale kompletnie nie nadają się do grania, szczególnie w grach, gdzie przyciski trzymamy wciśnięte przez dłuższy czas. Istotniejsze dla wielu może być jednak brak klawiszy funkcyjnych. To, że nie widać ich na klawiaturze, nie oznacza, że ich nie ma. Są w górym rzędzie, ale trzeba przytrzymać klawisz Fn, np. Fn+1 to F1. Pod macOS oczywiście prawidłowo działa sterowanie iTunes, Mission Control i tym podobne funkcje, ukryte pod F1-F12, ale znalazłem jedną rzecz, której brak mnie irytuje. Otóż bardzo często korzystam ze skrótu klawiszowego ⌘ + F3, aby odsunąć wszystkie okna na bok i odsłonić Biurko, a ten skrót na Massdrop ALT wymaga wciśnięcia trzech klawiszy: Fn + ⌘ + 3. To oznacza, że muszę użyć obu rąk, bo klawisz Fn jest z prawej strony klawiatury. Ten problem jest do rozwiązania, ponieważ ALT również jest w pełni programowalny, więc można przypisać sobie dowolne makra do klawiszy, ale jeszcze nie miałem chwili zająć się tym tematem. Poza tą drobną niedogodnością, układ 65% uważam za niemal wzorowy dla moich potrzeb.

Ciekawy też jestem profilu SA, który jest rzeźbiony i jeszcze wyższy niż OEM.

Same klawisze dostarczone z ALT-em są bardzo wysokiej jakości, ale czasami przeszkadzają mi ostre krawędzie klawiszy (są o profilu OEM). Są też rzeźbione, co powoduje, że fizycznie są wyżej zamontowane niż DSA w Race 3, ale nie jest to specjalnie uciążliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że będę je w ciągu najbliższych paru miesięcy wymieniał na inny zestaw, w tym jeden o profilu XDA, którego jest bardzo ciekawy (XDA jest ciut wyższy niż DSA, ale niższe niż OEM i ma większą powierzchnię samego klawisza niż DSA).

Jeśli chodzi o wady Massdrop ALT, to muszę powiedzieć, że stabilizatory pod klawiszami Backspace, Enter, Shift i pod Spacją bardzo hałasują. Jak będę wymieniał już przełączniki, to na pewno je zdemontuję i nasmarują odpowiednim smarem, aby były cichsze (Vortex smaruje stabilizatory w swoich klawiaturach).


Nie ukrywam, że powrót do klawiatury mechanicznej był znakomitą decyzją dla mnie. Feedback, jaki daje taka klawiatura, jest wyjątkowo satysfakcjonujący. Jeśli macie jakieś pytania, to tradycyjnie zapraszam do komentarzy lub na media społecznościowe.

Jeśli artykuł Klawiatury (Vortex Race 3 vs. Massdrop ALT) i przełączniki (Cherry MX Silver vs. Halo Clear) nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Luminary chce stać się Netflixem podcastów

$
0
0

Luminary dowiedziałem się z artykułu w The New York Times, gdzie Matt Sacks tłumaczy, jak chcesz z firmy, której jest współzałożycielem, stworzyć „Netflixa podcastów”. Co to znaczy? Chce żebyśmy za nie płacili…

Podcasty od początku swojego istnienia opierają się na otwartych technologiach. Aby tworzyć podcast, wystarczy mieć serwer na pliki audio i kanał RSS. Użytkownik, który chce słuchać takiego podcastu, potrzebuje jedynie program umożliwiający ich odsłuch (jest mnóstwo darmowych i płatnych aplikacji, do wyboru, do koloru) oraz adres kanału RSS (wiele podcastów ma wbudowane wyszukiwarki podcastów, więc wystarczy znać nazwę danego programu, którego chcemy odsłuchać). Apple z iTunes był oczywiście iskrą, dzięki której podcasty się rozwinęły. Co więcej, firma nigdy ich nie kontrolowała i nie zamykała za żadną ścianą, a jedyne, w czym pomogli, to stworzyli największą na świecie bazę danych podcastów (dostępną bezpośrednio z iTunes).

Wzrost popularności podcastów jest stały w ostatnich latach i dzisiaj liczba osób słuchających ich zamiast muzyki czy radia jest ogromna. Samo tworzenie podcastu oczywiście nie jest darmowe – trzeba mieć podstawowy sprzęt do ich nagrywania oraz czas na ich ewentualną edycję, no i nie można zapomnieć o kosztach utrzymania serwera z plikami. Skoro więc tysiące albo nawet i setki tysięcy ludzi słucha wybrany show, to pojawiły się też firmy, które chciały się w nich reklamować. Niestety, niedopuszczalne jest, aby to twórca brał 100% za reklamę, więc chwilę później pojawili się pośrednicy, którzy chcieli mieć fragment tortu dla siebie oraz firmy, które stworzyły zamknięte platformy podcastowe i dynamiczne reklamy (przypominające radiowe), wstrzykiwane do podcastów na podstawie danych geolokalizacyjnych słuchacza oraz ukrytych śledzących pikseli.

Czy to Wam coś przypomina? Tak dokładnie wyglądały początki www, a dzisiaj mamy w nich ogromny śmietnik, składający się z obowiązkowych informacjach o ciasteczkach, GDPR / RODO, popupach z reklamami, popupach z newsletterami i cholera wie czym jeszcze.

Układ twórców podcastów ze słuchaczami jest bardzo prosty. Twórcy tworzą materiał i podczas programu opowiadają o reklamie, własnym głosem i własnymi słowami. Część twórców reklamuje tylko produkty, które sami poleciliby, niezależnie od tego, czy ktoś im za to płaci, czy nie, a inni reklamują wszystko, co wpadnie im w ręce. Na szczęście dosyć łatwo wyrobić sobie zdanie na temat rzetelności danego podcastera, a same reklamy można bardzo łatwo przewinąć, jeśli ktoś ich nie chce słuchać.

Niedawno duże firmy, np. Spotify, zaczęły również oferować możliwość odsłuchiwania podcastów przez ich platformę, pomimo że teoretycznie nic z tego nie mają – nie wstawiają swoich reklam, ani nie zarabiają bezpośrednio na podcastach. Ich największym jednak przewinieniem jest to, że pobierają odcinki podcastów z serwera twórców i hostują je u siebie. To może wprowadzać szereg problemów dla twórcy, szczególnie jeśli ten chce podmienić plik u siebie, bo jest w nim jakiś bug (lub z innego powodu). Zysk dla Spotify’a jest jednak łatwy do dostrzeżenia – użytkownicy płacą subskrypcję za odsłuch utworów muzycznych, a każdy odsłuchany utwór oznacza konieczność zapłacenia jej twórcom, więc firmie zależy na tym, aby użytkownicy słuchali jak najmniej, jednocześnie opłacając abonament. Spotify nie płaci natomiast nikomu za to, że użytkownik słucha podcastu, więc każda minuta jest dla nich dodatkowym zyskiem.

Za najgorszą praktykę jednak uważam próbę odcięcia podcastów od otwartych standardów, tj. RSS, jak próbuje to zrobić Matt Sacks z Luminary. Realnie rzecz biorąc, darmowe podcasty, z reklamami lub bez prawdopodobnie nigdy nie znikną, ponieważ potencjalnie zawsze znajdzie się człowiek, który będzie chciał posłuchać audycji lub ulubionego podcastera bez miesięcznych subskrypcji, ale nie zmienia to faktu, że zagrożenie istnieje. A jeśli stanie się najgorsze, to chętnie zapłacę moim ulubionych twórcom bezpośrednio, zamiast wspomagać pośredników.

Jeśli artykuł Luminary chce stać się Netflixem podcastów nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.


XDA Canvas – ostatnia szansa na ten wyjątkowy zestaw inspirowany twórczością Dietera Ramsa

$
0
0

Wczoraj zadebiutowała trzecia (i ostatnia) seria XDA Canvas. Ten zestaw klawiszy, stworzony przez użytkownika MiToRMK, inspirowany jest twórczością Dietera Ramsa, wyznającego zasadę, że „mniej, ale lepiej”. XDA Canvas będzie dostępny na Massdrop przez najbliższe 24 dni, kiedy to będą zbierane zamówienia. Po tym terminie zostanie wysłane zamówienie do producenta, a same klawisze trafią do zamawiających w sierpniu 2019. Jeśli jeszcze nie macie klawiatury mechanicznej, a ten zestaw Wam się podoba, to warto się nim zainteresować, bo za trzy tygodnie będzie dostępny już tylko na rynku wtórnym.

Zestawy klawiszy są często podzielone na wybrane sekcje klawiatury, aby obniżyć ich cenę oraz żeby użytkownicy mogli sobie dobrać klawisze zgodnie ze swoimi potrzebami. Niestety tylko właściciele klawiatur 60% lub mniejszych będą mogli sobie pozwolić na zamówienie dwóch klocków z zestaw Canvas. 65% i większe klawiatury będą wymagały przynajmniej trzech zestawów.

Jak skonfigurować sobie zestaw?

Każdy będzie potrzebował główny zestaw klawiszy A-Z, interpunkcyjnych oraz z cyframi. To są tzw. alphas i w przypadku XDA Canvas, dostępne są w trzech wariantach. Alphas mają font usytuowany w narożniku, specjalnie stworzony na potrzeby tego zestawu i inspirowany fontem Univers z Apple Extended Keyboard II, fontem Mongoose, Kizo i paroma innymi. Beta korzystają z bardziej znanego fontu dla profili XDA czy DSA, a Rams z kolei opierają się o runy Vikingów i powstały w wyniku gry słów powstałych w głowie ich twórcy.

Zależnie od wybranego zestawy klawiszy podstawowych, trzeba będzie inaczej dobrać zestaw klawiszy modyfikujących, więc pilnujcie się w tej kwestii.

Drugim krokiem będzie dobranie sobie zestaw tzw. mods. Do wyboru są albo klawisze z tekstem, albo ikonami. Micony są również autorską wizją autora i obecne są w innych jego projektach klawiszy. Zwróćcie proszę uwagę na fakt, że Micon Mods mają rząd klawiszy funkcyjnych (F1-F12) z fontem dostosowanym do Betas, podczas gdy Text Mods dostosowane są do Alphas.

Pamiętajcie, aby szczegółowo sprawdzić, czy na pewno nie brakuje klawiszy dla Waszej klawiatury. Od razu podpowiem, że np. zestawem Alphas + Text mods nie pokryję w pełni swojego Vortexa Race 3.

Mnie osobiście najbardziej urzekły kolorowe modyfikatory, dostępne w wersji tekstowej i Micons. W tym zestawie dodatkowo znajdują się klawisze ESC i DEL w rozmiarze 1,5U dla Vortex Race 3 – standardowo klawiatury używają rozmiaru 1U i Vortex niestety tutaj jest wyjątkiem na rynku, przez co czasami ciężko do niej dobrać zestaw klawiszy.

Zestaw XDA Canvas zawiera jeszcze wiele innych, mniejszych zestawów (oraz dwa pełne, niestety w kolorze fioletowym, którego nie lubię), jak chociażby dwa powyższe, czyli zestaw klawiszy funkcyjnych oraz Woz, czyli klawisze dla Macuserów z odpowiednimi legendami.

Zdecydowałem się sprawdzić, jak dokładnie Canvas będzie wyglądał na moich klawiaturach. W przypadku Massdropa ALT, potrzebowałem trzech zestawów, aby go zapełnić:

  • Alphas + Micon Mods + Micons Bauhaus (115 USD)

Gdybym chciał Miconsami pokryć Vortexa, to trzeba dobrać następujące zestawy:

  • Alphas + Micon Mods + Micons Bauhaus + F-row (131 USD) – chodzi o to, aby Alphas i rząd klawiszy funkcyjnych miały ten sam font

Łatwiej jest, jeśli zdecyduję się tylko i wyłącznie na klawisze tekstowe, bo następującym zestawem pokryję obie swoje klawiatury:

  • Alphas + Text Mods + Text Bauhaus (115 USD)

Oczywiście nie mogłem sobie odpuścić zestawu novelties nazwanego Dieter, z jego słynnymi okularami.

W idealnym świecie wziąłbym dwa zestawy (pełny Text i pełny Micons), aby móc nim pokryć obie klawiatury, ale rozsądek wygrał i zdecydowałem się na kompromis – skoro Micons są dostępne w innych zestawach i nie są bezpośrednio inspirowano przez Dietera Ramsa, to zrezygnuję z ich na rzecz klawiszy z legendami tekstowym. Finalnie zamówiłem Alphas + Text Mods + Text Bauhaus + Dieter (126 USD), którym mogę pokryć Vortexa Race 3 lub Massdrop ALT-a (wydawanie blisko tysiąca złotych dla dwóch klawiatur na same klawisze nawet ja uważam za lekką przesadę). Nie, nie biorę zestawu Woz, ponieważ nie jest kolorowy i dosyć drogi (mało ludzi go zamawia).

A dlaczego to wszystko tyle kosztuje? Po pierwsze, jest popyt na ten zestaw, bo jest nie tylko unikalny pod względem designu, ale również ze względu na jego wysoką jakość wykonania. Tak, wiem, że pełny zestaw 100+ klawiszy można kupić za 30 USD, ale to trochę jak porównywać najprostszy długopis BIC do ręcznie zdobionego pióra wiecznego.

Na koniec jeszcze zaproszę do skorzystania z mojego linka afiliacyjnego – jeśli założycie z niego konto i coś sobie kupicie, to razem dostaniemy po 10 USD.

Jeśli artykuł XDA Canvas – ostatnia szansa na ten wyjątkowy zestaw inspirowany twórczością Dietera Ramsa nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

iPhone XS – poprawiona X-tka, ze znacznie lepszym aparatem

$
0
0

Tradycyjnie, miałem nie kupować nowego iPhone’a, bo tym razem nie trafiła się „okazja nie do odrzucenia”, ale jak zobaczyłem zdjęcia z jego aparatu, to wyciągnąłem kartę i wyszedłem ze sklepu z „małym” XS-em w kolorze Space Grey.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 11/2018


Space Grey

Zacznę może od koloru, bo to przecież tak ważna kwestia w dzisiejszych czasach. Apple niestety najfajniejsze kolory zarezerwowało dla przyszłych klientów modelu XR (ten czerwony!), skoro więc Iwona miała przejąć moją białą X-tkę, to chciałem, aby telefony odróżniały się na pierwszy rzut oka, kiedy będą leżały obok siebie. Nowy złoty kolor jest atrakcyjny, ale nigdy nie byłem człowiekiem preferującym subtelność białego złota lub polerowanej stali, nigdy więc nawet nie brałem go pod uwagę i została tylko jedna opcja – Space Grey.

To był błąd.

Owszem, jest śliczny, gdy jest czysty i tutaj leży sedno problemu. Nie lubię widzieć kurzu czy pyłków z kieszeni spodni, a te są wiecznie widoczne, szczególnie wokół aparatu na plecach. Cała reszta jest natomiast upstrzona moimi odciskami palców. Jeśli więc nie jesteście pedantami, to powinniście być zadowoleni z niego. Podpowiem jeszcze, że polerowana stalowa ramka modelu białego powoduje, że brzegi ekranu wizualnie stają się mniejsze.

Ekran

Apple ponownie stworzyło jeden z najlepszych ekranów na rynku, który pod prawie każdym względem przewyższa ten stosowany w X-tkach, ale w jednej kwestii jest krokiem wstecz. Otóż ekran ten tak dobrze wyświetla kolory (deltaE 0,3-0.4; wszystko poniżej 2 jest niezauważalne dla ludzkiego oka), że jest praktycznie przez wszystkich chwalony, ale wystarczy patrzeć na niego pod kątem 30°, aby ta wartość skoczyła do deltaE 6,2 (to słaby wynik). X-tka po odchyleniu lepiej sobie z tym radziła, a jak już zaczynała się przebarwiać, to bardzo delikatnie na czerwono (co jest dla mnie mało zauważalne), a dopiero pod bardzo ekstremalnym kątem na niebiesko. XS od razu leci w niebieski i nic na to nie poradzimy, poza opcją pilnowania się, aby zawsze patrzeć na niego prostopadle.

Szkoda.

Bateria

Moja X-tka pożerała około 10% baterii na godzinę włączonego ekranu. Po uaktualnieniu do iOS 12 ta wartość wzrosła – teraz pobiera około 15% na godzinę włączonego ekranu. Analogicznie zachowuje się XS i może być to kwestią optymalizacji tej wersji systemu – jak wiemy, chodzi znacznie szybciej, nawet na starszych modelach typu iPhone 6, niż poprzednicy. Nie płaczę przesadnie, ale chciałbym tutaj zobaczyć jeszcze ciut więcej optymalizacji w kolejnych wersjach iOS 12.

Cała reszta

W zasadzie nie zauważyłem żadnego wzrostu sprawności działania Face ID, chociaż kąt działania tej funkcji jest niewątpliwie większy, bo potrafi mnie rozpoznać w sytuacjach, w których X-tka już nie daje rady. To może mieć spore znaczenie dla osób, które mają uchwyty samochodowe, gdzie telefon nie jest skierowany bezpośrednio na ich twarze.

Aparat

Trochę dziwię się Apple, bo firma podczas prezentacji nowych modeli trochę zbagatelizowała zmiany w aparacie. Jak wiemy, moduł aparatu składa się z dwóch obiektywów i dwóch matryc. Aparat szerokokątny ma teraz obiektyw odpowiadający 26 mm (poprzednio 28 mm), a ten drugi teraz odpowiada 52 mm (poprzednio 56 mm). Dla mnie – osoby, która uwielbia 35 mm ogniskową – to trochę minus, ale nie będę z tego powodu rozpaczał. Największą zmianą jest jednak nowa matryca, która ma nie tylko większe piksele (1,4 µm zamiast 1,22 µm), ale jest fizycznie o 32% większa (te dwie cechy nie muszą iść ze sobą w parze). Większe piksele zbierają więcej światła, co wraz ze zmianami w sposobie optymalizacji parametrów ekspozycji i wprowadzeniu nowej funkcji Smart HDR spowodowało, że zdjęcia są inaczej generowane. Mają więcej detali, a szumy są usuwane nieznacznie inną metodą, więc po powiększeniu nie są tak bardzo miejscami rozmyte. Są też inaczej wyostrzane, a funkcja Smart HDR w określonych sytuacjach redukuje lokalny kontrast (można go dodać, chociażby edytując zdjęcie w aplikacji Zdjęcia) – to z tego powodu internet narzekał, że iPhone „upiększa” twarze, chociaż wcale tego nie robi. Jeśli chcecie się ciut więcej na ten temat dowiedzieć, to twórcy Halide napisali o tym wiele słów.

Za mało czasu i tryb portretowy

Przyznam się z bólem w sercu, że jeszcze nie miałem wystarczająco dużo czasu, aby sprawdzić aparat w wielu sytuacjach i dotychczas opublikowałem tylko szybkie porównanie zdjęć zrobionych za pomocą XS-a i X-tki w niemal idealnych warunkach oświetleniowych. Postaram się o więcej testów wkrótce, ale wstępnie jestem bardzo zadowolony ze zmian, szczególnie korzystając z trybu portretowego. Ten ostatni radzi sobie teraz znacznie lepiej niż w poprzedniku, ale nadal mu daleko do perfekcji. Są sytuacje, gdy fotografuje się sceny, które nie zawierają ludzi, gdzie potrafi spektakularnie nie zrozumieć tego, co staram się za jego pomocą uzyskać. Rozmywa nie to, co trzeba albo pozostawia niektóre elementy, które powinny być poza głębią ostrości, idealnie wyostrzone.

Bardzo sprawnie spisuje się suwak do regulowania rozmycia, symulując przysłony od f/1.4 aż do f/16. Samo bokeh teraz przypomina mniej zwykłe rozmycie, a bardziej efekty uzyskiwane przez tradycyjne obiektywy do lustrzanek. Niestety, Aparat ani Zdjęcia nadal nie oferują możliwości zmiany punktu ostrości, pomimo że Focos i inne aplikacje umożliwiają to od dawna.

Niestety, nadal nie zmieniłem zdania i uważam, że Apple spokojnie mogło dodać tę funkcję do iPhone’a X – być może działałaby ciut gorzej i wolniej, ale powinna być jak najbardziej możliwa technologicznie. Skoro Focos od deweloperów trzecich to potrafi, to programiści Apple również powinni sobie poradzić z tym problemem. Być może pojawi się to w przyszłości, ale obawiam się, że to sztuczne marketingowe rozróżnienie pomiędzy modelami. Być może potrzebne, bo poza aparatem niewiele je różni.

Dla kogo?

XS to telefon dla osób, które robią skok ze starszych modeli niż X-tka. Widziałem parę osób przechodzących z 5-tek i 5S-ów – dla nich różnica w działaniu i możliwościach będzie niewyobrażalnie duża. Dla osób, które nie uważają aparatu za istotny element układanki, ale chcą mieć dwa obiektywy, co pozwala na większą różnorodność i kreatywność fotograficzną, polecam znalezienie nowej zeszłorocznej X-tki, która jest po prostu znacznie tańsza. Podpowiem jedynie, że każdy powinien docenić opcję wyboru ogniskowej podczas robienia zdjęć, a nie tylko fanatycy fotografii smartfonowej. Dla reszty pozostaje kolorowy XR, który będzie miał tylko jeden obiektyw…

Jeśli artykuł iPhone XS – poprawiona X-tka, ze znacznie lepszym aparatem nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Massdrop CTRL – metalowa, prawie pełna i programowalna mechaniczna klawiatura

$
0
0

Niedawno wspominałem o swojej 65% klawiaturze i sporo osób pytało się o to, czy jest coś podobnego w wersji tenkeyless, czyli pomniejszonej o klawiaturę numeryczną. Jest. Większy brat ALT-a, czyli Massdrop CTRL.

Massdrop CTRL charakteryzuje się w zasadzie dokładnie tymi samymi cechami co ALT, ale z większą ilością klawiszy. Jest rząd klawiszy funkcyjnych, są też strzałki z klawiszami pomocniczymi nad nimi… No i całość jest w pełni programowalna za pomocą QMK.

Obudowa i klawisze mają niezależne podświetlenie RGB, którym możecie sterować do woli (lub wyłączyć całkowicie). Fakt, że klawiatura jest programowalna, oznacza, że możecie ją skonfigurować dokładnie tak, jak chcecie, łącznie z posiadaniem kilku warstw dla różnych okoliczności lub potrzeb. Sama obudowa ma dwa złącza USB-C (transfer danych odbywa się z prędkością USB 2.0) i jeden z portów może służyć jako hub, np. aby podłączyć pendrive’a lub myszkę (nie sprawdzałem tego osobiście, bo nie miałem jeszcze takiej potrzeby). Dodatkowo przełączniki można wymienić bez konieczności wylutowywania czegokolwiek, a zamawiając klawiaturę możecie wybrać spośród kilku różnych opcji, w tym Halo True, Halo Clear, Cherry MX Brown i paru innych.

Obudowę wykonano z aluminium i można do niej magnetycznie doczepić nogi, jeśli chcecie zmienić kąt nachylenia, a klawisze wykonano z PBT, czyli są wytrzymalsze na ścieranie niż takie wykonane z ABS-u, z prześwitującymi legendami. W komplecie znajduje się też narzędzie do zdejmowania klawiszy z klawiatury, do wyjmowania przełączników z PCB oraz kabel USB-C do USB-A.

Massdrop CTRL kosztuje około 200 USD w wersji w pełni wyposażonej, ale można oszczędzić 50 USD zamawiając model bez klawiszy i przełączników, jeśli chcecie wstawić sobie coś własnego (np. komplet Gateron Yellow będzie kosztował około 18 USD, a podobne klawisze od Tai-Hao około 30-40 USD).

Massdrop CTRL – 150-200 USD, zależnie od wersji

Jeśli skorzystacie z powyższego linku, to razem otrzymamy po 10 USD rabatu na następny zakup.


Nie żałuję kompletnie, że zdecydowałem się na Massdropa ALT, na krótko przed pojawieniem się większego CTRL w sprzedaży, bo ten drugi jest za duży dla moich potrzeb, ale gdybym chciał mieć klawiaturę TKL1, to poza takimi wynalazkami jak RAMA U80-A, kosztującymi 500+ USD czy budowaniem własnej klawiatury, zdecydowałbym się na CTRL, bo to prawdopodobnie jedna z lepiej wyposażonych klawiatur na rynku, dostępna za stosunkowo rozsądne pieniądze.

Jeśli artykuł Massdrop CTRL – metalowa, prawie pełna i programowalna mechaniczna klawiatura nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Apple pracuje nad okularami AR; mają wejść do masowej produkcji do końca 2019 roku

$
0
0

Chyba każdy keynote Apple w ostatnich paru latach miał przynajmniej jeden krótki fragment poświęcony AR, pomimo że jeszcze nikt nie widział żadnego zastosowania rzeczywistości rozszerzonej, które zrewolucjonizowałoby jakąkolwiek dziedzinę wykorzystującą technologię.

Ming-Chi Kuo kilka dni temu poinformował (za Benjaminem Mayo), że pierwszy produkt AR Apple’a, w formie okularów, ma trafić do masowej produkcji nie wcześniej niż w Q4 2019 roku, ale zastrzega, że obsuwa jest możliwa, maksymalnie do Q2 2020. Dodaje też, że okulary będą mocno zależne od iPhone’a, co podejrzewam, że oznacza, iż proces konfiguracji i parowania będzie podobny do obecnego dla Apple Watcha. Kuo mówi też, że okulary będą zachowywały się jako ekran dla software’u na iPhonie, który będzie odpowiedzialny za wszystkie obliczenia, generowanie obrazu, łączność i usługi lokalizacyjne. Znowu podobnie jak w przypadku Apple Watcha, szczególnie jeśli spojrzymy na model pierwszej generacji, działający pod kontrolą watchOS 1.

Osobiście widzę jedno interesujące zastosowanie dla Apple Glasses i jest to nawigacja, wraz z dostarczaniem dodatkowych informacji na temat otaczającego nas świata. To mogłoby zrewolucjonizować podróżowanie. Niestety, w obecnej formie Apple nie ma gotowego oprogramowania, aby coś takiego odpowiednio napędzić, w tym sprawnych map z odpowiednią bazą POI (pracują nad lepszymi Apple Maps, ale lata miną, zanim zobaczymy owoc tych prac) i tłumaczenia znaków czy napisów w locie, podobnie jak już to robi kilka aplikacji. Zastanawiam mnie też, jak rozwiążą kwestię szkieł korekcyjnych w takim urządzeniu. Czy będą oferowali jedynie „zerówki”, zakładając, że klienci będą nosili soczewki kontaktowe? Czy będą w każdym Apple Storze mieli odpowiedni personel i urządzenia do badania wzroku, dzięki czemu będą mogli indywidualnie dostosować je do potrzeb każdego osoby? To tylko czubek góry lodowej pytań, które mam na ten temat, ale nie ukrywam, że ciekawy jestem tego, co zaprezentują i czy wiedzą już jakim kierunku chcą podążać. Apple Watch pokazał, że potrzebowali trzech lat, aby zrozumieć, co ludzie oczekują po komputerze na nadgarstku, więc liczę, że tym razem lepiej się przygotują.

Jeśli artykuł Apple pracuje nad okularami AR; mają wejść do masowej produkcji do końca 2019 roku nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Najbliższe plany dla modyfikacji moich klawiatur

$
0
0

Jak wiecie, dałem się wciągnąć w nieskończoną otchłań świata klawiatur mechanicznych. Obecnie mam dwie – Massdropa ALTVortexa Race 3 – z których korzystam naprzemiennie. W najbliższym czasie planuję jednak je zmodyfikować…

Jak już pisałem, nie jestem do końca zadowolony z przełączników w Race 3, ponieważ ten pod klawiszem Spacji jest za lekki. W związku z tym postanowiłem wymienić tylko ten jeden przełącznik, abym nie aktywował ją niechcący. W międzyczasie jednak dojechał ALT, który ma przełączniki, które nie są lutowane i można je w prosty sposób wymienić. To mnie zachęciło do eksperymentowania na niej i dlatego kilka dni temu zamówiłem sporą ilość przełączników Gateron Yellow, przez wielu uważanych za jedne z najlepszych w swojej kategorii. Są to liniowe przełączniki, plasujące się pomiędzy Cherry MX Red i Cherry MX Black (lub ich odpowiednikami od Gaterona, również Red i Black), a pracują jak demonstruje wykres poniżej…

Jak widać, wymagają większej siły nacisku aby rozpocząć wciskanie przycisku, ale kończą się na takiej samej sile, jakiej wymagają liniowe Red-y. Nie miałem żadnych doświadczeń z tymi przełącznikami, ale zakładam, że powinny przypaść mi do gustu, na podstawie moich historycznych doświadczeń. Jeśli tak się rzeczywiście stanie, na podstawie testów w Massdropie ALT, to następnie zabiorę się za wylutowanie wszystkich MX Speed Silverów z Vortexa Race 3 i zastąpię je Gateronami.

To jednak nie koniec, bo przy okazji wezmę się za poprawę pracy i brzmienia stabilizatorów w Massdropie ALT. Niestety, te fabryczne nie są nasmarowane niczym, więc grzechoczą (Vortex smaruje swoje stabilizatory fabrycznie, dzięki czemu są ciche). Procedura jest dosyć prosta, bo wystarczy je wyjąć, rozmontować i nasmarować odpowiednimi smarami, a całą procedurę można znaleźć na filmach w internecie. Nie będę bawił się w sam „band-aid mod”, bo ponoć nadmiernie zmiękcza te klawisze. Na deser jeszcze planuję znaleźć cienką gąbkę, aby wypełnić pustą przestrzeń obudowy na klawiaturę, aby zmniejszyć rezonans powodowany stukaniem klawiszy – tak po prawdzie, to go nie słyszę, ale skoro jednak będzie otwarta, to czemu nie?

Jeśli macie jeszcze jakieś fajne sugestie lub pomysły, to koniecznie dajcie znać. Od razu podpowiem, że już rozważałem inne przełączniki (typu tactile lub twardsze liniowe, np. MX/Gateron Black) pod modyfikatory, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu, przynajmniej na teraz.

Jeśli artykuł Najbliższe plany dla modyfikacji moich klawiatur nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

TwelveSouth PowerPic – recenzja

$
0
0

Wielu z nas ma ramki na zdjęcia, często ze zdjęciami dzieci, nas samych, rodziców, psów czy kotów. To przedmiot teoretycznie bezużyteczny, służący jedynie do dekorowania wnętrza i zapewniania miłych wspomnień. To nie są wartości, które można zmierzyć w jakikolwiek sposób, ale skoro już mamy te ramki, to może warto je wykorzystać do czegoś więcej?


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 12/2018


Rzadko kiedy na rynku pojawia się tak genialne zwiększenie funkcjonalności przedmiotu przeznaczonego do jakiegoś prostego celu, w tym wypadku do utrzymywania zdjęcia w pionie. Twelve South, który jest jednym z najlepszych niezależnych twórców akcesoriów dla Appleuserów, właśnie to zrobił – za zdjęciem umieścił pętlę indukcyjną, która odpowiada za dostarczanie do 10 W energii do każdego smartfona wspierającego standard Qi. Sama ramka przyjmuje zdjęcia 13  × 18 cm, a smartfon nie może być wyższy niż 16,5 cm. Jeśli to dla Was mało, to nie będzie też problemów z telefonami w etui, pod warunkiem, że nie są one grubsze niż 3 mm na plecach.

Twelve South PowerPic jest dostępny w dwóch kolorach – białym i czarnym – a samą ramkę wykonano z sosny nowozelandzkiej. Sprawia wyjątkowe dobre wrażenie, a metalowa noga zapwenia odpowiednią stabilność. Całość wystarczy postawić w strategicznym miejscu i podłączyć do gniazda USB-A. Ciekawostką jest fakt, że Twelve South dostarcza kabel USB-C do USB-A w zestawie, ale jest wyjmowalny, więc można go w przyszłości zastąpić USB-C na obu końcach, jak już wszyscy przejdziemy na nowy standard.

Ekipa z Twelve South wymyśliła też fajny trick dla osób, które chcą coś więcej wyciągnąć z tej ramko-ładowarki. Przygotowali serię zdjęć, które możemy sobie wywołać, wraz z dopełniającymi je tapetami na iPhone’a. Zdjęcia są minimalistyczne i „puste”, a tapety na iPhone’a zawierają elementy, które je dopełniają. Oczywiście, to jest efekt, który widzimy tylko w momencie stawiania telefonu na ładowarce, bo wtedy na chwilę zapala się ekran, ale mnie to zainspirowało i spędziłem kilka godzin na przeglądaniu swojego archiwum. Znalazłem kilka takich samych zdjęć, z moją żoną i bez niej, które idealnie się do tego nadają i jak tylko dowiem się, gdzie i czy ktoś jeszcze wywołuje zdjęcia, to przygotuję sobie własny zestaw. Oczywiście nie musimy z tego korzystać i dla wielu osób zapewne będzie to kompletnie zbędne. Aha – nikt też nie oczekuje, że ekran będzie cały czas włączony. Tutaj chodzi tylko o te kilka sekund podczas stawiania telefonu w ładowarce.

PowerPic bardzo szybko stał się moim numerem 1 wśród ładowarek indukcyjnych i polecam ją każdemu, kto trzyma jeszcze zdjęcia w ramkach albo szuka powodu, żeby je tam trzymać.

Producent: Twelve South
Model: PowerPic
Link: Twelve South PowerPic
Cena: 79,99 USD

Jeśli artykuł TwelveSouth PowerPic – recenzja nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Klawiatury mechaniczne (3) – Dźwięk, czyli jedna z najważniejszych cech klawiatury

$
0
0

Część z Was, przez ostatnich parę tygodni, z niedowierzaniem czyta o mechanicznych klawiaturach, część już dała się wciągnąć w to hobby, a reszta jeszcze omija temat szerokim łukiem. Co może być interesującego w klawiaturze? Wszystko!

Jak udało mi się odkryć, świat klawiatur mechanicznych jest zdecydowanie ciekawszy i barwniejszy niż mi się początkowo zdawało. Po pierwsze, można kupić dobrą mechaniczną klawiaturę za niewielkie pieniądze, albo wydać na nią ponad 1000 USD. Różnią się między sobą niewiele, ale nie da się ukryć, że obudowy, produkowane w niewielkich seriach, są najdroższym ich elementem, a zaraz za nimi klawisze. Tak, nie same przełączniki mechaniczne, tylko plastikowe klawisze, wykonane z ABS-u lub PBT, mogą kosztować bez problemów pod 200 EUR. Z pozoru może się wydawać, że to jakiś absurd, skoro można nabyć pełny komplet 100+ klawiszy za mniej niż 30 USD, ale dopiero jak się spojrzy bliżej, porówna te drogie z tanimi, to zaczyna rozumieć skąd ta różnica się bierze. To trochę jak z biżuterią – można kupić metalowy pierścionek za 50 PLN, albo platynowy za 20 tysięcy złotych. Kształt niby podobny, ale ekskluzywność, jakość wykonania, ograniczona produkcja i sam twórca robią różnicę.

 

To, co przyciąga ludzi do klawiatur mechanicznych, to nie tylko sam ich wygląd czy fakt, że są mechaniczne, ale również dźwięk wydawany przez klawiaturę podczas pisania. To trochę jak z układami wydechowymi w samochodach – jedni lubią jak wyje, inni wolą pomruk, jeszcze inni preferuję bulgotanie Mustanga z 67. roku, a niektórzy chcą absolutnej ciszy.

 

 

Na to, jak klawiatura brzmi, wpływa wszystko. Obudowa, przełączniki, stabilizatory, materiał z których wykonano klawisze, a nawet ich konstrukcja, która może być pusta od spodu lub wypełniona w strategicznych miejscach. Ale to nie wszystko, bo samo biurko bardzo mocno wpływa na wrażenia akustyczne, co postaram się zademonstrować na podstawie własnego Vortexa Race 3 poniżej. Od razu podpowiem, że podczas pierwszej połowy klipu, pod klawiaturą leży zwykła szmatka, którą używam do ścierania kurzu, a w drugiej połowie klawiatura stoi na szklanym biurku.

 

 

To między innymi z tego powodu wzięły się takie zabiegi w klawiaturach, jak przycinanie stabilizatorów, ich smarowanie, smarowanie samych przełączników, dobieranie tych ostatnich na podstawie dźwięków, jakie generują, stosowanie odpowiednich podkładek pod klawiatury czy nawet szukanie oryginalnych Cherry MX Black sprzed 30 lat i doprowadzanie ich do stanu używalności.

 

 

 

Niezależnie od tego, czy szukacie mechanicznej klawiatury dla wygody pisania, czy po prostu chcecie mieć odpowiednie podświetlenie, które będzie mieniło się tęczą, pamiętajcie, że z czasem dźwięk może stać się dla Was istotny. Od siebie podpowiem, że to właśnie powyższa klawiatura – LZ CLS, wyposażone w nasmarowane Cherry MX Black 62g – jako pierwsza wciągnęła mnie w ten świat. Niestety, osiągnięcie odpowiedniego dźwięku, wydobywającego się z klawiatury, który sprosta naszym indywidualnym oczekiwaniom (spodziewam się, że każdy będzie inaczej podchodził do tego tematu), wydaje się być bardzo trudne.

 

Jeśli artykuł Klawiatury mechaniczne (3) – Dźwięk, czyli jedna z najważniejszych cech klawiatury nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.


Czego możemy spodziewać się na Apple Special Event March 2019?

$
0
0

Apple wczoraj zaprosiło wybranych dziennikarzy na swój marcowy Special Event. Szczegóły na ten temat znajdziecie tutaj, ale już wstępnie mogę Was zaprosić na Wspólne Oglądanie, które odbędzie się 25/03/2019, prawdopodobnie o 17:00, więc bierzcie L4, wolne czy co tam jeszcze potrzebujecie i wpisujcie datę do swoich kalendarzy. Pytanie pozostaje jedno: co Apple nam pokaże?

Gdybyście się mnie o to pytali zanim Apple pokazało powyższe grafiki, to powiedziałbym, że pokażą tylko i wyłącznie nową usługę subskrypcji magazynów czy gazet, czy to pod szyldem Apple News czy innym, zależnie od ich planów marketingowych oraz chęciami integracji z istniejącymi aplikacjami i usługami. Ale grafika sugeruje, że powinniśmy przygotować się na coś związanego z telewizją…

A zatem, lećmy po kolei z plotkami.

  1. Apple News – Ta nowa subskrypcja, która rzekomo ma wynosić 9,99 USD miesięcznie i integrować się z istniejącą aplikacją Apple News (która nadal nie jest dostępna w Polsce). Subskrybenci otrzymają dostęp nie tylko do płatnych wydań wszelkich magazynów, ale również do treści płatnych na takich stronach jak The New York Times, The Wall Street Journal i innych. Apple ponoć chce pobierać aż 50% kwoty jako swoją prowizję (co uważam za kompletny absurd). Są też źródła, które mówią iż treści newsowe i magazyny będą od siebie odseparowane i dostępne pod różnymi subskrypcjami.
  2. Usługa TV – Ta nie jest jeszcze ponoć gotowa i ma wystartować najwcześniej za kilka miesięcy, z oryginalnymi treściami, ale na marcową imprezę ponoć zaproszono celebrytów, w tym Reese Witherspoon, J. J. Abramsa, Jennifer Aniston i innych. Co do samej usługi, to są na jej temat różne informacje, często sprzeczne ze sobą. Jedni mówią, że będzie wyglądała podobnie do Amazon Prime czy Netflixa, a inni z kolei sugerują, że te treści (lub ich część) będą darmowe dla Appleuserów. Słyszałem też, że subskrybenci mogą otrzymać dostęp do bazy filmów i seriali w iTunes, chociaż biorąc pod uwagę różnorodność dostępnych treści, co zależy od regionu użytkownika, niektórzy mogą poczuć się niesprawiedliwie potraktowani, jeśli ceny będą takie same na całym świecie.
  3. Osobiście nie spodziewałbym się żadnego nowego sprzętu na tej konferencji, ale z plotek wiemy, że Apple planuje wypuścić kilka nowych zabawek w tym roku. Czekamy na AirPower, AirPods 2, iPada mini 5, iPoda Touch 7. generacji i nowego podstawowego iPada. Oczywiście iMaki czekają na nowe procesory lub nawet całkowity redesign, nie wspominając nawet o laptopach.

Pozostaje nam czekać do 25/03/2019, aby poznać plany Apple, ale powiem Wam całkiem otwarcie, że na tym etapie nie jestem przyjaźnie nastawiony firmie.

Z naszej strony podpowiem jeszcze, że pracujemy nad tym, aby zorganizować Wspólne Oglądanie, ale jeszcze nie mamy dla Was konkretnych szczegółów, poza tym, że skoro impreza Apple rozpoczyna się o 18:00, to nasza prawdopodobnie rozpocznie się godzinę wcześniej, o 17:00.

Jeśli artykuł Czego możemy spodziewać się na Apple Special Event March 2019? nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Reeder 4 dla Mac – dostępny w otwartej becie

$
0
0

Silvio Rizzi od wielu lat odpowiada za mój ulubiony czytnik RSS – Reeder. Korzystam z niego od lat na wszystkich swoich Macach i iUrządzeniach, więc do niedawna trochę martwiłem się, że nie jest uaktualniany. Silvio jednak tweetnął, że wkrótce możemy spodziewać się czegoś nowego i tak oto mamy nową betę Reedera 4, na razie tylko dla Mac.

Program nie przeszedł drastycznych zmian i nadal otrzymujemy do dyspozycji układ trzech paneli, które tym razem dynamicznie dostosowuje się do wielkości okna. Jest też opcja ręcznego ustawienia widoku minimalistycznego (tylko panel z artykułem) lub innych, wszystko z poziomu preferencji programu.

Silvio zaznacza, że to bardzo wczesna beta, w której brakuje tak wielu rzeczy, że nawet nie miało sensu robienia listy tych braków. Ale podstawy zaimplementowano… Program dostosowuje się automatycznie do motywu systemu (jasny/ciemny) pod Mojave, ale można też sterować tym ręcznie.

Jest też wystarczająco rozbudowana lista opcji do sterowania fontami i jego rozmiarami. Panel preferencji odpowiedzialny za skróty klawiszowe również działa jak należy.

Bardzo cenię sobie te drobne detale, o które dba Silvio. Idealnym przykładem jest możliwość sterowania informacją o liczbie nieprzeczytanych artykułów – może go nie być, może dyskretnie pojawiać się na ikonie aplikacji lub jak tradycyjny czerwony balonik.

Twórca również zadbał o ciekawą formę animacji podczas przełączania się pomiędzy artykułami. Nie wiem na ile to będzie wygodne na dłuższą metę, ale przy pierwszym spotkaniu jest bardzo miły dodatkiem. To właśnie za te wszystkie drobiazgi tak bardzo cenię sobie deweloperów dla macOS i iOS.

W tej wersji bety nadal dostępne są motywy znane z poprzedniej wersji (chociaż mogą być może ciut zmienione, nie robiłem bezpośredniego porównania). Poza domyślną, jasną, którą widać poniżej, jest jeszcze sześć innych.

Reeder 4 beta wprowadza kilka nowych funkcji, w tym opcję czytania z artykułów dodanych do Read Later / Lista Czytelnia w Safari, która synchronizuje się poprzez iCloud. Silvio ostrzega, że nie wszystko może działać prawidłowo, ale to ciekawe rozwiązanie integracji z funkcją systemową. Jest też opcja zmiany rozmiarów zdjęć w podglądzie artykułów, nowy jest do powiększania zdjęć i kilka innych rzeczy, które znajdziecie na stronie bety Reedera 4.

Reeder 4 jest przepisany od nowa i jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, zajęło to dłużej niż Silvio planował. Jest jednak dobra informacja – wersja dla iOS jest już prawie gotowa. Szykujcie więc portfele, bo Reeder 4 będzie płatnym uaktualnieniem do Reedera 3, który zadebiutował w 2015 roku (nie chcę słyszeć, że twórca zdziera z Was ciężko zarobione pieniądze!), a tylko wsparciem finansowym możemy być pewni, że oprogramowanie będzie rozwijane i uaktualniane do nowszych wersji iOS i macOS.

Reeder 4 Beta dla Mac

Jeśli artykuł Reeder 4 dla Mac – dostępny w otwartej becie nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

42 dni z 11-calowym iPadem Pro

$
0
0

Apple w tym roku zaprezentowało tylko (lub „aż”, zależnie od punktu widzenia) trzy nowości, które wywarły na mnie większe wrażenie. Jednym z nich był iPad Pro i zanim zakończył się keynote, wiedziałem, że będę wymieniał swój 10,5-calowy, którego design tak szybko się zestarzał.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 1/2019


Nowy iPad Pro w zasadzie nie wprowadza absolutnie nic nowego (czyt. rewolucyjnego) w stosunku do modelu 10,5”, który zastępuje. Poza ceną, która osiągnęła nowe wyżyny absurdu. W temacie specyfikacji technicznej też niewiele się zmieniło. Ekran nadal wykonano w technologii LCD, ale po raz pierwszy iPad nie ma proporcji 4:3 – 11-tka ma rozdzielczość 2388 × 1668 px, co powoduje, że ekran jest o 164 px wyższy lub szerszy, zależnie czy ustawimy go pionowo, czy poziomo. Te 164 px mają znaczenie w zasadzie w jednej sytuacji – oglądając wideo w poziomie, widzimy więcej, a czarne pasy są mniejsze. Nowy ekran Liquid Retina, poza zaokrąglonymi rogami wypełniającymi ramkę, nadal ma te same parametry. Gęstość nadal wynosi 264 ppi, nadal ma 120 Hz (ProMotion) i nadal wspiera True Tone (uwielbiam tę funkcję) oraz wyświetla przestrzeń kolorów P3. Jest, jednym słowem, genialny. Prawdopodobnie jeden z najlepszych ekranów LCD na świecie. W kwestii serca iPada nie da się ukryć, że jest szybciej. A10X zastąpiono o dwie generacje nowszym potworem – A12X, wykonanym w technologii 7 nm, wyposażonym w 8 rdzeni oraz w 7-rdzeniowe GPU – szybszym od wielu procesorów Intela, w tym nawet Core i7. Ta dodatkowa prędkość nie będzie miała dla większości użytkowników żadnego znaczenia, ponieważ iOS nie ułatwia jej wykorzystania, ale jeśli ktoś montuje wideo, to z pewnością doceni znacznie szybsze czasy eksportu.

Ale są zmiany, które zdecydowanie usprawniają korzystanie z nowego iPada Pro. Jest cieńszy o 0,2 mm, co wydaje się tak niewielką poprawą, że trudną do zauważenia, ale jeśli to połączymy z nowym, bardziej kwadratowym designem aluminiowego pancerza iPada, to wprawny user od razu poczuje różnicę w ręce. W końcu też doczekaliśmy się Face ID w iPadzie, który zmienia UX nie do poznania, podobnie jak w przypadku iPhone’a. Mam wrażenie powrotu do czasów, kiedy nie blokowaliśmy iPhone’ów kodami PIN, ponieważ jeśli nasza twarz jest w zasięgu urządzenia, to oznacza, że jest on odblokowany i tym samym dane na nim są odszyfrowane. Dla precyzji dodam jeszcze, że model LTE jest teraz o 9 g lżejszy od poprzednika i jest to pozytywna zmiana, ale nawet ja jej nie dostrzegam.

Nowy design, wraz z płaskimi brzegami, którego rogi i kanty są na tyle delikatnie zaokrąglone, że nie zrobimy sobie nimi krzywdy, całkowicie mnie urzekł. Przypomina mi design pierwszej generacji iPada, który do dzisiaj uważam za najładniejszy (pomimo wypukłych pleców). Jak to połączymy z wizualnym zachwytem, który sprawia mi ekran wypełniający obudowę urządzenia i Face ID, które przyspiesza interakcje i ułatwia jego odblokowywanie, to mamy receptę na sukces. Mój początkowy zachwyt nad nowym iPadem Pro nie zmalał – nadal podnosząc go, czuję, że trzymam w dłoniach coś wyjątkowego, przy okazji sam czując radość z powodu. Paweł Jońca podpowiedział mi, że to kwestia endorfin i uczucie minie, ale tego pasożyta chyba wyjątkowo dobrze pielęgnuję, bo jego wpływ nie słabnie.

Nowy fenomenalny hardware już mamy, pozostaje więc czekać na to, co iOS 13 wprowadzi nowego. Czas do czerwca 2019 już mi się strasznie dłuży i liczę na to, że wkrótce doczekamy się rozczepienia nowych funkcji w iOS-ie. iPad ma już przeszło osiem lat i najwyższy czas, aby nad jego systemem operacyjnym pracował specjalny zespół.

Mam tylko nadzieję, że nowy iOS 13 wynagrodzi mi wysoką cenę, jaką przyszło mi zapłacić za iPada. Apple od paru lat zaczyna coraz więcej wyciskać ze swoich największych fanów i już zaczyna się to im odbijać czkawką. W tym roku już wymusili na mnie powrót z modelu 256 GB na 64-kę, ale jeśli ceny podniosą jeszcze bardziej, to jedyną korzyścią będzie fakt, że pozwolę sobie na więcej narzekania na praktyki Tima Cooka.

Jeśli artykuł 42 dni z 11-calowym iPadem Pro nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Gdzie i jak Spotify ściemnia w walce przeciwko Apple

$
0
0

Podsumowanie kolejnego etapu walki Spotify z Apple publikowaliśmy dzisiaj rano na łamach iMagazine. W międzyczasie z niedowierzaniem dopatrzyłem się kilku mocno naciąganych „faktów”. Oto one…

Fast Facts

Na stronie „Fast Facts” znalazłem następujące perełki…

Podatkowa dyskryminacja

Spotify zarzuca Apple, że ich 30% „podatek” w App Storze dyskryminuje ich. Po pierwsze, ten podatek dotyczy dóbr cyfrowych. Po drugie, inni z nim żyją i nie narzekają, jak chociaż Netflix, który niedawno przestał zupełnie oferować możliwość wykupienia subskrypcji przez IAP. Tak, Apple ma tutaj przewagę, bo przecież nie obciąża nim sam siebie (Apple Music), ale to w końcu ich sklep. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby Spotify przestało oferować możliwość wykupienia subskrypcji przez App Store i jedynie oferowali opcję logowania się dla użytkowników premium, którzy wykupili abonament przez ich własną stronę.

Spotify Deals zabronione?

If we choose not to use IAP (the only payment option on iOS), Apple, in return, bars us from communicating directly with our customers who access Spotify via Apple platforms.

Jeśli Spotify nie będzie korzystało z IAP, to Apple zabroni im komunikowanie się z klientami? Być może przegapiłem tutaj coś, ale jakoś na koncie Netflixowym, opłacanym przez IAP, dodałem (bo chciałem) swojego emaila i regularnie zostaję informowany o nowościach na platformie. Nie rozumiem dlaczego Spotify nie może robić tego w dokładnie ten sam sposób.

Apple won’t let us share awesome deals and promotions — like 99c for three months of Spotify Premium.

Ponownie, nie widzę żadnych przeszkód, dla których Spotify nie może oferować promocji za pomocą IAP, jak wspomniane przez nich 99 centów za trzy miesiące. Domyślam się, że nie podoba im się to, że 30% z tych 99 centów idzie do Apple, a więc znowu chodzi o podatek. Nie zmienia to jednak faktu, że Spotify może oferować promocje przez App Store, ale woli to robić przez swoją stronę i reklamować to w aplikacji, co jest zabronione w App Store.

Worse yet, they don’t even let us email offers after you register your account, claiming we are circumventing their rules.

Kolejna bzdura, niezgodna z prawdą. Jeśli założę sobie konto w jakiejkolwiek aplikacji, mam swój login (zazwyczaj email) i hasło, to te dane są trzymane na serwerach danej firmy i nikt nie może im zabronić wysyłania mi maili (no chyba, że użytkownik nie wyraził na to zgody).

App Store odrzuca uaktualnienia aplikacji Spotify

We love making improvements and introducing new features to Spotify. But where Apple thinks that our app doesn’t abide by their unilaterally imposed restrictions, it routinely rejects bug fixes and app enhancements that would improve user experience and the app’s functionality – leading fans to believe our app and tech abilities are sub par. Nothing could be further from the truth. And of course Apple never puts any obstacles in front of its own Apple Music app.

No to już kompletna bzdura. Wiemy, że zespół sprawdzający aplikacje nadsyłane do App Store jest czasami nadgorliwy, ale trzymają się swoich zasad i nie dyskryminują deweloperów. Jeśli Spotify popełnił jakiegoś babola w swoich uaktualnieniach albo próbował przemycić niedozwolone funkcje, to zostali odrzuceni. Proste.

Apple blokuje Spotify na niektórych swoich urządzeniach

Spotify twierdzi, że Apple blokuje ich przed wejściem na HomePoda. Problem w tym, że na HomePoda nikt nie ma obecnie wstępu, albo dlatego, że infrastruktura nie jest gotowa, albo dlatego, że w ogóle nie chcą takiej funkcjonalności oferować. Nie mam też Spotify na swoim Denonie, a jakoś Spotify nie tworzy strony internetowej na ten temat. A Apple Watch? Nie ma żadnej przeszkody, aby napisali aplikację na Apple Watcha do słuchania muzyki. Są do tego odpowiedni API. Być może chodzi im o streaming na Apple Watchu, to faktycznie mają rację, że Apple ich „blokuje”, ale dlatego, że streaming nie jest (jeszcze) publicznym API.

Podsumowując „szybkie fakty” Spotify

Spotify bardzo mocno naciąga fakty, aby pasowały do ich tez. Nie lubię takich zagrywek.


Timeline

Z kolei ze strony „Timeline” wyciągnąłem następujące cytaty…

Timeline Apple vs. Spotify

Spotify pisze, że w 2011 roku postanowili zrezygnować z IAP z różnych względów, w tym dlatego, że 30% podatek Apple’a „uniemożliwiał oferowanie niskich cen użytkownikom”.

Chciałbym tutaj przypomnieć Spotify, że od jakiegoś już czasu, jak osoba subskrybująca wchodzi w drugi rok płacenia za daną usługę lub produkt, to Apple pobiera już tylko 15% prowizji.

Siri nie obsługuje Spotify

Siri nie obsługuje wielu rzeczy, w tym najprostszych zapytań webowych. Apple nie wprowadziło odpowiednich „domen” do obsługi aplikacji streamujących, ale jeśli Spotify wprowadzi (być może to zrobili, nie wiem) wsparcie dla Siri Shortcuts, to każdy użytkownik będzie mógł wyzwalać Spotify za pomocą Siri. Wiem, że to działa, bo sam tak obsługuję Overcasta. Jestem też przekonany, że z czasem odpowiednie domeny się pojawią, a tymczasem więcej na ten temat przeczytacie tutaj, w sekcji o Siri, a informacje na temat Siri Shortcuts znajdziecie tutaj.

Apple odmawia pomocy Spotify przy tworzeniu aplikacji na Apple Watcha

When Apple launches their new Apple Watch, they dismiss our proposals and won’t work with us to develop an app for it. However, they allow other apps to be on it.

Apple nie zabroniło Spotify’owi stworzenia własnej aplikacji, a jedynie nie chcieli z nimi współtworzyć programu do obsługi Spotify, co mnie zupełnie nie dziwi, biorąc pod uwagę, że mają Apple Music. Spotify mogło spokojnie pójść własną drogą, podobnie jak to zrobiło Apple, pomagając wybranych deweloperom w ich aplikacjach, prawdopodobnie uznanych przez Apple jako bardziej interesujące i lepiej promujące smartwatcha.

Ekipa App Store coraz częściej odrzuca uaktualnienia aplikacji Spotify

Nie pamiętam każdej sytuacji, ale w jednej z głośniejszych afer, Spotify prowadził funkcję łamiącą zasady App Store’a i dlatego zostali odrzucenia. Podejrzewam, że podobnych sytuacji było znacznie więcej i to dlatego byli odrzucani, a nie dlatego, że są Spotify. Jakoś inni deweloperzy, w tym TIDAL, Netflix i podobni, nie mają takich problemów.

Apple blokuje Spotify na HomePodzie

Nie wiem czy w Spotify słyszeli o czymś takim jak streaming poprzez AirPlay i AirPlay 2. Apple nawet informuje o tym fakcie na swojej stronie reklamującą HomePoda.

Podsumowując

Ekipie ze Spotify naprawdę nie podoba się fakt, że muszą płacić 30% prowizji Apple’owi, podczas gdy jednocześnie wydają miliony dolarów na podcasty i ich integrację w swojej aplikacji oraz nie chcą płacić artystom więcej. Chodzi o kontrowersje związane z ostatnią decyzją US Copyright Royalty Board, która zdecydowała, że stawki dla artystów za streaming ich utworów ma wzrosnąć o 44% na najbliższe 5 lat. Spotify, Amazon, Google i Pandora złożyli apelację od tej decyzji. Apple tego nie zrobiło.

Patrząc po zachowaniu Spotify, odnoszę wrażenie, że robią aferę, przekręcając fakty, aby lepiej służyli ich tezom, bo nie podoba im się 30% prowizja (która spada do 15% po roku) w App Storze. Osobiście uważam, że jest ona za wysoka i że Apple nie powinno utrudniać firmom, które chcą reklamować własne metody subskrybowania ich treści), ale jednocześnie Netflix, HBO, Pandora, Amazon, Hulu i inni jakoś bez większych problemów sobie z tym radzą. Pamiętajmy też, że Spotify nie jest małym graczem – ma ponad 96 milionów płacących użytkowników za Spotify Premium.

Spotify zdecydowanie powinno obrać poważniejszą taktykę w negocjowaniu warunków z Apple…

Jeśli artykuł Gdzie i jak Spotify ściemnia w walce przeciwko Apple nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Następca Coda od Panic

$
0
0

Panic niedawno dogadało się z Coda.io na wykorzystanie ich nazwy. Mam nadzieję, że niewątpliwie spora suma, która została im przekazana, wystarczająco ich zmotywuje, aby następca Cody był jeszcze lepszy. Wczoraj pojawił się pierwszy oficjalny komunikat na temat tej aplikacji

Panic przygotował stronę, na której opublikowali nowe informacje na temat następcy Cody. Przede wszystkim wynika z niej, że następca będzie całkowicie przebudowany, dostosowany do współczesnych workflow i zrywający ze sposobami pracy sprzed 12 lat. Chwalą się, że jest nie tylko 40-krotnie szybszy od kody w parsowaniu kodu czy indeksowaniu projektów, ale również tym, że edytor wspiera wiele kursorów, poprawiony autocomplete i wiele innych funkcji. Poza tym zabraknie paru funkcji Cody, przynajmniej na początku, w tym wizualnej edycji CSS oraz klienta MySQL. Wierzą też, że ich produkt będzie na tyle dobry względem darmowej konkurencji, że znajdzie nabywców.

Nie wiem jak Wy, ale jestem strasznie ciekawy tego, co zaprezentują. Z Cody obecnie korzystam tylko na iPadzie, ale czekam niecierpliwie na nowe. Lubię Panic, ich podejście, ludzi zamieszanych w ten projekt i ich produkty. Nie zawsze są najlepsze, nie zawsze mają wszystkie funkcje względem konkurencji, no i trzeba za nie płacić, ale jest w nich coś, że korzystanie z nich to czysta przyjemność. A to dla mnie czasami ważniejsze niż oszczędzenie paru dolarów.

Jeśli artykuł Następca Coda od Panic nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Viewing all 2846 articles
Browse latest View live